zobacz także: Pozytywna historia … cz 3, Szwajcaria
Już po kilku minutach okazało się, że mój kierowca to znowu podróżnik. W tym roku pojechał wraz z dziewczyną rowerem z Genewy do Chorwacji. A w roku ubiegłym spędzili razem 3 miesiące w Indiach. Nie było by w tym nic dziwnego – przecież to bogaci szwajcarzy – gdyby nie fakt, że jeden miesiąc spędzili w całości w jednej tylko miejscowości. Mało tego oni tam pracowali i to nie jako przedstawiciele międzynarodowej organizacji ale po prostu jako kelnerzy w zamian za pokój. Podobno w turystycznych kurortach wszyscy obcokrajowcy są przyjmowani do takiej pracy z otwartymi ramionami. Jeśli potrafisz gotować kilka potraw po europejsku to będą się o Ciebie bić. Trochę to dziwne, że Europejczycy jadący do tak egzotycznego kraju jak Indie wybierają tam europejską kuchnię i europejską obsługę – trochę to smutne.
Nauczony doświadczeniem z Niemiec poświęciłem godzinkę aby zaznaczyć w aplikacji MapsMe wszystkie stacje benzynowe, na których mogę dalej łapać stopa. Wysiadłem na pierwszej z nich i zacząłem telefonować po rodzinie i znajomych. Szwajcaria nie jest członkiem UE więc roaming w tym kraju jest katastrofalnie wysoki.
Ja tu sobie grzecznie przez telefon rozmawiam, a tu nagle jakaś dziewczyna – na oko dwa lata starsza – do mnie zagaduje i mi przeszkadza. Więc odkładam telefon i się grzecznie pytam o co chodzi.
Horiana – bo tak miała na imię, jak się później dowiedziałem – zauważyła położoną na stole kartkę z napisem Luxemburg. Akurat tak się złożyło, że ona wraz z koleżanką mieszkają w tym mieście wiec bez problemu mogą mnie zabrać. Długo się nie zastanawiając – zgodziłem się od razu.
Pomyślałem, że już drugi raz podczas tego wypadu mam niewyobrażalne szczęście. Autostop mnie znajduje właściwie bez mojego wysiłku. Po kilku godzinach okazało się, że to nie koniec szczęścia na dziś. I nie tylko ja je miałem ale te koleżanki, że na mnie trafiły.
Posłuchaj dalej…
Luksemburg
Już na początku wspólnej 4 godzinnej trasy okazało się, że ten samochód jest pożyczony od kolegi, który ma iPhona.
Skąd wiem jaki telefon ma ziomek, którego nigdy nie spotkałem? Bo w aucie nie było ładowarki samochodowej na micro USB, a właśnie do nadgryzionego jabłka. Więc dziewczyny już po godzinie wspólnej jazdy na GPS-ie miały rozładowane obydwa telefony. Gdy tylko się zorientowałem zaoferowałem pomoc. Najpierw swój telefon. Po chwili mnie oświeciło, że mam pełnego powerbanka przy sobie więc im pożyczyłem. A na koniec zorientowałem się, że przecież na takie wypady biorę własną ładowarkę samochodową – i pierwszy problem zażegnany.
Najprawdopodobniej dlatego, że przez 4 godziny ciągle rozmawialiśmy to o Luksemburgu, to Polsce, Rumuni – bo z tego kraju pochodzą dziewczyny – o polityce, gospodarce i bankowości – pracują w instytucjach finansowych – a skończywszy na tym jakie mamy swoje plany aby naprawić ten świat dziewczyny zapomniały zatankować. Pojechaliśmy na pierwszą stację jaką wskazał GPS i niespodzianka – wspominałem już, że 1 maja to dzień wolny od pracy nie tylko w Polsce? – zamknięte. No to kolejny problem do rozwiązania pojawił się na horyzoncie. Tym razem dziewczyny miały szczęście, że zaznaczyłem na moim GPS-ie największe stacje na których z łatwością złapię stopa – czytaj będą otwarte. Udało nam się na oparach dojechać do pierwszej z nich.
Gdy dotarliśmy do celu Horiana zaproponowała, że skoro nie mam noclegu w tym kraju i nie wyglądam na mordercę – coś jeszcze wspomniała o bracie bokserze i tacie myśliwym – mogę u niej przenocować. Rewelacja. Nie musiała mnie długo namawiać.
Zwiedzanie miasta, państwa?
Gdy późnym wieczorem wróciłem z zwiedzania miasta w którym nie ma kompletnie żadnych atrakcji turystycznych, a pomimo to jest ono na tyle urokliwym miejscem, że aż godnym polecenia na wieczór, czekały na mnie naleśniki na kolację. Podobno aby zwiedzić cały ten malutki kraj wystarczy 10 godzin, aby zwiedzić stolicę też 10 – podkreślę w tym miejscu – że to dalej te same 10 godzin. W takim razie jeśli ktoś jest przejazdem i ma wolny wieczór będzie to rewelacyjne miejsce.
Duży plus dla władz tego miasta za udostępnienie darmowego Internetu na terenie całego centrum. Dla nowoczesnego turysty możliwość wrzucenia od razu zrobionych fotek na wall-a będzie nie do przecenienia.
Co można o tym kraju ciekawego napisać? Chyba nie wiele. Właściwie spędziłem w nim tylko 16h z czego połowę przespałem. Ale dowiedziałem się, że każdy mieszkaniec kraju podczas zameldowania otrzymuje podręcznik dotyczący Luksemburgu. Jeden z rozdziałów poświęcony jest wybuchowi w elektrowni atomowej, co robić, gdzie uciekać, pomimo, że w tym kraju nie ma elektrowni atomowej! Choć jest na terenie Francji ok 30km od granicy tego małego państewka.
Pomimo, że atrakcji brak każdy kto odwiedzi stolicę będzie zachwycony. Stare miasto zostało ulokowane na wzgórzu z wszystkich stron otoczony stromymi czy wręcz pionowymi urwiskami. Część z urwisek zabudowana jest średniowiecznymi murami i wieżami strażniczymi. Właściwie te elementy robią spore wrażenie i warto je zobaczyć na własne oczy.
Szwendając się po mieście przypadkiem natrafiłem na grupkę zagranicznych turystów z przewodnikiem. Stali przed jakaś bramą prowadzącą na podwórko pomiędzy kamienicami – tak przynajmniej wyglądała. Gdy udali się do środka poszedłem za nimi, a tam niespodzianka. Był to korytarz prowadzący na drugą stronę rzędu małych kamienic z mini sklepami, pubem i punktami obsługowymi jakby wyjęte z historii o liliputach. Naprawdę dziwne, bardzo małe drzwi i okna ale bardzo urokliwe zabudowania najprawdopodobniej pochodzące jeszcze z wczesnego średniowiecza (zdjęcie poniżej).
Jesteśmy coraz wyżsi, znacznie wyżsi!
Prawdopodobnie kojarzysz wielkiego Napoleona Bonaparte (nomen omen) jako małego człowieka. Ten przywódca narodu francuskiego miał 169 cm wzrostu i co na ówczesne standardy było sporo ponad średnią. To dlaczego tak go kojarzymy ?
Naukowcy opublikowali na stronie NCD RisC badania w których porównali średni wzrost obywateli różnych narodów i regionów z całego świata. Z analizy jasno wynikła, że jesteśmy coraz wyżsi. Dla przykładu statystyczny Polak w 1896 roku miał 150 cm wzrostu, a w 1996 już 164! Pełny raport znajdziesz TUTAJ.
Dlatego spacerując po średniowiecznych uliczkach lub domach (np. ta z powyższego zdjęcia lub Złota Uliczka z Pragi) w których żyli nasi przodkowie przywołują nam one na myśl bajki o krasnalach.
Z tego samego powodu, Napoleon dziś nie bardzo wyróżniałby się z tłumu swoim wzrostem, można by rzec, że byłby przeciętnego wzrostu! Błędny obraz tego przywódcy został utrwalony w literaturze prawdopodobnie z powodu niepoprawnego przeliczania miar pomiędzy systemami różnych narodów, jednak badania jego ciała po śmierci potwierdzają wzrost ok 169cm. Możliwe też, że jego wrogowie lub podbite narody rozpowszechniały plotki o niskim wzroście aby go ośmieszyć i nabrać większej odwagi do walki.
Historia jak z horroru
Horiana to osoba bardzo ciekawa. Pochodzi z Rumuni ale już od 18 miesięcy mieszka w tym małym państewku. W każdej wolnej chwili podróżuje po Europie – bo stąd wszędzie blisko – lub co bardziej zaskakujące uprawia down hill – zwykle samotnie, tylko w towarzystwie kamerki. A co robi zawodowo? Pracuje dla międzynarodowej organizacji zajmującej się zwiększaniem przejrzystości operacji finansowych na świecie. Głównym celem organizacji jest tworzenie corocznych raportów np. na tematy korupcji, ukrywania podatków w rajach podatkowych itp. Można powiedzieć, że ma ona osobiście spory wpływ na poprawę świata – finansowego.
Wcześniej Horiana wędrowała też z plecakiem i namiotem ale od pewnej „przygody” w górach zrezygnowała z takiej aktywności. Posłuchajcie sami…
Dwie dziewczyny jeździły sobie po Europie samochodem, zwiedzały kolejne miasta i parki narodowe. Po drodze do jednego z nich stwierdziły, że rozbiją sobie namiot przy drodze i w nim przenocują. Gdy zaparkowały samochód dostrzegły, że pod nimi jest jezioro – zaparkowały samochód nad bardzo stromym zboczem. Wybór był prosty, skoro mogą mieć samochód w zasięgu wzroku i namiot w atrakcyjnym miejscu nad brzegiem jezioro to postanowiły znaleźć drogę w dół. Po znalezieniu okrężnej drogi i dogodnego miejsca na biwak, rozłożyły co miały i rozpaliły ognisko. Wszystko wyglądało normalnie do czasu gdy zapadł zmrok.
W środku lasu jak to w środku lasu, czyli cisza głucha i brak ludzi w obrębie wielu kilometrów. Gdy zmierzały już w stronę śpiworów dostrzegły światło przy ich samochodzie. Nie mógł to być inny samochód ponieważ otaczała je całkowita cisza. To było już nie fajne. Dwie samotnie dziewczyny w środku lasu, nawet jakby gdzieś zadzwoniły to pomoc dotarła by po dłuższym czasie, nie wspominając o tym, że nie za bardzo było jak określić ich dokładną lokalizacje.
Co jeszcze dziwniejsze to pojedyncze światło – przypominające czołówkę na czyjejś głowie – stabilnie schodziło po tym stromym zboczu kierując się w ich stronę. Ognisko nie dawało zbyt wiele światła wiec nie dostrzegły konturu ciała człowieka. Dziewczyny zaczęły krzyczeć w kilku językach w stronę światła „Kto idzie?” jednak nie uzyskały żadnej odpowiedzi. Jedna z dziewczyn wzięła do ręki większy kij z ogniska i gaz pieprzowy, druga scyzoryk. Gdy światło podeszło do ogniska i dalej nie udzieliło odpowiedzi jak i również nie można było dostrzec kontur ludzkiej sylwetki…
Dziewczyny uciekły do samochodu i odjechały jak szybko mogły. Gdy następnego dnia wróciły na miejsce obozowiska po namiot zaskoczyły się bardzo ponieważ z namiotów nic nie zginęło. Cały obóz był dokładnie w takim samym stanie w jakim go pozostawiły.
I to tak wyglądała ostatnia ich noc w namiocie. Pomimo że od tej „przygody” minęło już kilka lat to dalej nie odważyły się nocować w namiocie.
zobacz także: Pozytywna historia … cz 5, Holandia