[*] [*] [*] Krzysiu ....

Czy da się pogodzić z śmiercią bliskiej osoby?

Nie znam słów za pomocą których mógłbym opisać jak wielką stratą jest śmierć młodszego brata, ale za pomocą słów które znam postaram się przelać na papier to wszystko co we mnie siedzi. Cały ten smutek, żal i złość. Złość na siebie, na Ciebie, na nas wszystkich… Będę pisać bo wiem, że to pomaga. Rozmowa w trudnych chwilach o tym co nas boli pomaga, ale jak rozmawiać kiedy się nie da? Gdy zaczynasz mówić, głos Ci się łamie, łzy wypełniają oczy i …. I dalej pozostajesz z smutkiem sam na sam. Dlatego postanowiłem to napisać. Tak jest łatwiej i też pozwala odczuć ulgę.

Udostępniam ten tekst bo może jeszcze komuś pomoże. Mnie pomogło jego napisanie, może kogoś zmotywuje do napisania czegoś podobnego. Najgorsze to trzymać tak smutne przeżycia w sobie. Tekst może być trochę chaotyczny. Może mieć błędy. Pewne myśli mogą się powtarzać. Pisałem go dla siebie. Przelewałem „na papier” to co miałem w głowie, bez głębszego przemyślenia. To forma terapii.

Jest wtorek, godzina 10. Prowadzę drugi już dzień szkolenie z automatyki przemysłowej online. Duża grupa, nikogo nie ma na kamerce, mówię do monitora. A może sam do siebie? Jednak nie, bo z tej drugiej strony padają pytania. Sensowne pytanie – więc słuchają. To dobrze. Czasem ktoś się odzywa wtedy wiem, że moja praca ma sens. Dzielę się wiedzą. Może ktoś z kursantów wykorzysta tą wiedze w jakimś dobrym celu? Może dzięki niemu będzie się nam żyło lepiej? Kto wie. Wiara w to, że wiedza, którą się dzielę przysłuży się nam kiedyś wszystkim pozwala mi wstać codziennie rano z uśmiechem – przynajmniej do tego dnia.

Prowadzę szkolenie, odpowiadam na pytania i szukam informacji w internecie. Czuję się, jakoś dziwnie. Taki trochę nieobecny. Bywa. Odpowiadam jednocześnie za 12 kurantów, 14 komputerów … sporo więc mogę czuć się trochę nieobecny. Jakoś coraz bardziej nieobecny…

Na przerwach wpadam to działu technicznego z nadzieją, że spotkam Krzysia, bo mieliśmy pogadać o naszych nowych nabytkach. Od soboty miał nowy telefon – a każdy kto go zna wie czym był dla niego telefon – ja od wczoraj. Wpadam tam z nadzieją, że zamienimy kilka zdań bo tak jakoś wyszło, że praca to było miejsce gdzie mieliśmy okazję najczęściej pogadać. Ja ciągle zapracowany, on ciągle na zawodach, w domu rodzinnym ciężko było się trafić. W pracy to zawsze fajnie pogadać z kimś kogo znasz całe życie. Niestety. Za każdym razem rozczarowany wracałem do pracy. Szkoda – myślałem – bo akurat miałem ochotę z nim pogadać. Jesteśmy w pracy więc domyślałem się, że albo jest gdzieś na budynku i robi swoje albo w trasie.

Godzina ok 12

Do sali wchodzi kierownik. Nic nie mówi. Ale domyślam się, że chce abym wyłączył mikrofon. To pewnie coś poważnego. Dowiaduję się, że samochód przewożący sprzęt na szkolenie miał wypadek. Dlaczego mi o tym mówi? Wspomina o koledze, który prowadził i z którym właśnie rozmawiał. – Uff w takim razie to nic poważnego, ważne że nic się mu nie stało. Ale z jego tonu wyczuwam, że to nie koniec informacji. W kolejnym zdaniu pada informacja o Krzysiu. – O kurcze, nie dobrze. Krzyś miał wypadek. Gdzie? Jak to? Co teraz zrobić? Wiele pytań, niewiele odpowiedzi. Ale w końcu koledze nic się nie stało więc i Krzyś pewnie cały. Może trochę poobijany ale na pewno cały. Co powinienem zrobić? Kierownik mówi, że zaraz pojadą do nich. Czuje, że też muszę jechać do niego… Oczywiście. Więc tłumaczę kursantom, że to koniec na dziś, później te brakujące godziny odrobimy. Wyłączam wszystko i wychodzę z sali.

Dziwnie się czuje. Co się tak naprawdę właśnie dzieje? Gdzie jechać ? Nikt jeszcze nie wie. Ale zamieszanie na korytarzu, ciche zamieszanie, napawa mnie dziwnym zaniepokojeniem. Nim zdążyłem wejść na schody aby wskoczyć do samochodu i ruszyć, spotykam trzy osoby. Dziwna nienaturalna cisza. Czuję, że chcą coś powiedzieć, ale nie chcą. Chcą ale jednak nie. Aż w końcu zaczynam domyślać się o co może chodzić. Pytam. Nie bezpośrednio, bo tego pytania nie da się od tak zadać. Kiwanie głową. Że, tak? Ale czy na pewno dobrze zrozumiałem ? Dopytuje. Tak. Niemożliwe – myślę i ruszam po schodach, wyciągając telefon z kieszeni aby zadzwonić do kolegi, który był z nim w samochodzie. Znam go kilka lat ale nie mam jego numer telefonu. Jak to możliwe. Nie wiem, może wcześniej nie miałem potrzeby dzwonić do niego. Więc patrzę na ludzi i proszę o numer. Zapisuję. Biegnę do auta i dzwonię.

Odbiera. Nie wiele potrafię zrozumieć. Ale żyje, ma telefon, potrafi mówić. Cieszę się, że przynajmniej mu się nic nie stało – tak przynajmniej wtedy myślałem. Rozłączam się i wsiadam do auta. Ruszam. Ale gdzie jechać? Wiem, tylko, że mowa o autostradzie A4. Więc jadę. Do przejechania 200 km, może 300. Daleko. Długa droga przede mną. Samotna droga w ciszy.

Po chwili, cisza zaczyna mnie męczyć. Włączam radio. Wyłączam. Znowu załączam aby czymś zająć głowę. Zbyt szybka muzyka, zbyt wesoła. Włączam Spotify. Szukam czegoś relaksującego bo pomimo, jednej słabej porannej kawy czuję się bardzo pobudzony. Muszę się uspokoić bo za oknem temperatura w okolicy 0 stopni, więc niebezpiecznie. Znajduję uspokajające dźwięki, jakieś takie smętne. Bez słów, same dźwięki. Odpowiada mi to. Wyciszam się. Nie wyślę zbyt wiele. Wypełniają mnie smutne dźwięki.

Otrzymuję sms od kolegi gdzie to się wydarzyło. Dowiaduję się gdzie jest Krzyś. 69 km A4 w stronę Zgorzelca. Daleko. 2 godziny. Długo. Jadę. I myślę jak dotrę do niego skoro cała autostrada zablokowana, korek na kilka kilometrów. Nie ważne. Coś wymyślę, może dotrę tam pasem awaryjnym. W międzyczasie otrzymuję informację, żebym jechał do Złotoryi bo to komisariat odpowiedzialny za ten odcinek drogi. Zmieniam GPS. I dzwonię tam. Pytam gdzie mam jechać. Policjant chyba wyczuł w jakim jestem stanie bo mówi, żebym jechał na miejsce, może będą do mnie jakieś pytania. Informuje mnie też, żebym przedostał się do radiowozów, bo oni poprowadzą mnie do brata.

Na szczęście przed korkiem znajduję policjantów. Kawałek mnie eskortują i karzą wjechać na A4 na kolejnym węźle pod prąd, bo to jedyna możliwa droga. Dotarłem. Widzę samochód służbowy. To już nie samochód. Co najwyżej w połowie samochód. Krzyś nie prowadził, siedział obok więc to jego połowy auta już nie ma. Widzę go….

Rozmawiam najpierw z policjantem, potem z prokuratorem. Dwie podobne wersje zdarzeń, różnice nie istotne. Istotne jest to, że nie żyje. Mniej więcej od 11.30 nie żyje. Wtedy to do mnie dotarło. Dotychczas ciągle wierzyłem, że to może nie on. Że ktoś się pomylił. Całą drogę w aucie wiedziałem, że to nie może być prawda. Taka myśl nie mieści się w głowie. Jeszcze w aucie poinformowałem o tym fakcie rodziców. Nie chciałem tego robić przez telefon. Są informacje, których nie przekazuje się przez telefon. Śmierć syna, młodszego syna to na pewno jedna z nich. Odwlekałem ten telefon, ale otrzymywałem informacje, że już w internecie zaczyna się robić o tym głośno. Coraz głośniej. Ludzie skądś już wiedzą, że Krzyś nie żyje. A ja jeszcze nie jestem tego pewny. Jednak jakby się czuli gdyby ktoś do nich zadzwonił i zapytał czy to prawda. Szukaliby potwierdzenia myśląc, że to fake news. Najgorsza jest niepewność. Do kogo by zadzwonili? Do mnie, wiec i tak musiałbym im to powiedzieć przez telefon. Zdecydowałem się zdzwonić, zaoszczędzić im tej niepewności.

Powiedziałem.

To był pierwszy raz gdy do mnie dotarło, to co może właśnie mieć miejsce. Wiele rzeczy do nas nie dociera dopóki nie powiemy tego na głos. Myślę, że często wysłuchanie tego co mamy do powiedzenia, tego co nas boli pomaga nam właśnie dlatego, że mówimy to na głos. Głupio mówić na głos do ściany ale gdy mówimy do kogoś, to musimy mówić na głos i słyszymy wtedy to co mówimy. A gdy słyszymy, to dociera to do nas o wiele mocniej niż gdy tylko o tym myślimy. Dziwne. Ale tak też było tym razem. Słowa tak ciężkie, że aż trudno je udźwignąć aby wymówić.

Czym jest śmierć? Niektórzy uważają, że śmierć to to co nadaje sens życiu. Że on nadaje nam cel, odwagę, siłę, motywację, że życie pozbawione śmierci byłoby pozbawione działania, emocji. Krąg życia. Przychodzimy na świat, traktując śmierć jako coś odległego, coś nierealnego, coś czym nie zawracamy sobie głowy. Z wiekiem dociera do nas, że śmierć jest wokół nas. Umierają nasze zwierzątka. Akceptujemy to ale nie rozumiemy. Przyzwyczajamy się, że niektóre stworzenia żyją krócej niż my. Zwierzęta pewnie nie myślą o śmierci, bo jak mogą myśleć o czymś czego nie mogą zjeść albo nawet dotknąć, powąchać. Potem, z wiekiem śmierć zaczyna mieć ludzką twarz. Twarz dziadków, ciotek, bliskich i zaczynamy rozumieć, że jest.

Gdy byłem dzieckiem, to dla mnie śmierć rodziców była najokrutniejszym koszmarem. Umierały babcie, potem dziadek i w wieku kilkunastu lat docierało do mnie, że tak po prostu musi być. Że kiedyś zostanę na tym świecie sam z bratem i będziemy musieli się wspierać. Potem założyłem rodzinę. Mam żonę, córkę, syna ogromny bagaż przepięknych, niepowtarzalnych przygód dzięki którym odkrywałem jak piękne jest życie w różnych zakątkach naszego globu. Podczas podróży autostopowych rozmawiałem z setkami osób, o życiu waśnie i odkrywałem, że życie jakie znam nie jest jedyne z możliwych. Że każdy, żyje po swojemu. Żeby nikomu niczego nie narzucać, bo nie można żyć lepiej lub żyć gorzej. Każdy żyje po swojemu. Często nie wiedząc, że można żyć inaczej. A może jednak, da się żyć gorzej? Może da się zmarnować życie – czyli żyć gorzej. Nie wiem, wrócę do tej myśli później. Mam już rodzinę, wielopokoleniową. Żyjemy swoim życiem odwiedzając dziadków, ciotki, znajomych …. Po ślubie zaczyna być tego sporo. Dzieci zaczynają Cię pochłaniać.

Codzienna kąpiel to wyzwanie logistyczne, tak samo jak wyjście na zakupy, a wyjście na imprezę dla dzieci to planowanie niczym lądowania w Normandii. Głowa ciągle zajęta. Zapominasz o śmierci, bo masz na rękach nowe życie. Może jednak nie całkiem zapominasz ale przyjmuje ona normalniejszą twarz. Masz na rękach początek więc logicznym jest też koniec. Tak już jest i tak musi być. Godzisz się z myślą, że kiedyś – oby jak najpóźniej –  przyjdzie pora na dziadków. Potem rodziców. Ta myśl, trzymając dziecko na rękach nie jest już aż tak straszna, bo te starsze pokolenia przygotowały Cię do odegrania swojej roli w życiu innych. Nasi rodzice, nasi dziadkowie będą w nas żyć już zawsze. Ich nawyki, które naśladujemy, ich przemyślenia, ich wychowanie, poglądy to wszystko jest w nas i będzie w naszych dzieciach. Myśl o śmierci osób starszych od siebie zaczyna być dla nas czymś zwykłym codziennym, o czym nawet nie warto zbyt wiele myśleć. Kiedyś przyjdzie. Przyjdzie też po nas i chyba czym jesteśmy starsi tym mniej przerażająca jest też ta myśl.

Podobno życie to ten niekomfortowy okres pomiędzy naszymi narodzinami, a śmiercią. Inni mówią, że większość osób umiera w wieku 25 lat, ale z pochówkiem czeka aż do 75. Te słowa teraz nabierają całkowicie innego znaczenia. Krzyś miał 25 lat i jesteśmy zmuszeni poczekać z jego pochówkiem aż 10 dni. Bardzo długich dni. Bardzo smutnych dni.

Wszystko co napisałem powyżej nie ma się kompletnie nijak do śmierci kogoś młodszego. To nie jest normalne. To nie jest coś oczywistego. Wiedziałem, że będę mieć rodzinę i będziemy sobie z Krzysiem pomagać. Wspólne święta u rodziców i co pewien czas jakieś wspólne sprawy. Nie będziemy żyć jakoś bardzo blisko, bo mając tyle osób na głowie, rodzeństwo na starość staje się czymś co chyba ciężko opisać słowami. Czujesz, że to bliska osoba, ale idąca inną ścieżką. Nie wiem. Nie ma sensu abym tutaj się nad tym zastanawiał, bo już nigdy nie będę mógł się o tym przekonać.

Krzysiu nie żyje. Widząc jego ciało położone na drodze, przykryte folią, która delikatnie podnosiła się z każdym podmuchem wiatru wiedziałem, że wszystko to co uważam za pewnik jest nic nie warte. Pewne było to, że Krzysiu zawsze będzie moim młodszym braciszkiem. Niezależnie od wieku będzie młodszym braciszkiem. Dla wszystkich to jest Krzysiu, a nie Krzysztof. Młodszy braciszek. Że do końca życia, gdzieś tam daleko za wiele dekad będziemy działać razem. I nagle się okazuje, że już nie. Nie. Nie. Nie. Nie będziemy i nie wierzę w to dalej.

Gdy pierwsze słowa tego tekstu przelewam na papier jest czwartek. Czuję, że muszę to wylać z siebie. Muszę się tym z kimś podzielić, ale mówić nie potrafię. Od środy wróciłem normalnie do pracy, kontynuowaliśmy szkolenie. Musiałem zająć czymś głowę. Miałem do wyboru siedzieć w domu i myśleć o tym co mnie strasznie raniło lub robić to co lubię i mieć nadzieję, że to ma sens. Działało. Łatwiej, w życiu się funkcjonuje jak dostrzegasz sens tego co robisz, bo nigdy nie wiesz kiedy to Twoje życie się zakończy. W firmie wszyscy wiedzieli, że prosiłem aby nie poruszać tematu mojego brata. Dziękuje im za to bardzo. Niesłychane jak bardzo mi to pomogło. Najgorsze to mieć czas na rozmyślanie. W pracy pracujesz i masz inne tematy w głowie. To nie jest tak, że da się nie myśleć o stracie brata, ale zawsze dało się wyłączyć mikrofon i kamerkę w krytycznej chwili. Pomiędzy kolejnymi atakami rozpaczy pracowałem normalnie i jak wynika z ankiety po szkoleniu, nawet kursanci byli zadowoleni, więc zrobiłem swoje. Róbmy swoje …. Cały czas nie wierzę, że prawie wszystkim udało się powstrzymać od rozmowy na ten temat ze mną. To bardzo pomagało przetrwać te pierwsze dni. Gdy raz na korytarzu usłyszałem zwykłe słowa „Przykro mi” nie potrafiłem dojść z gorącą czekoladą do sali szkoleniowej bo dostałem ataku rozpaczy.

Podobnie sprawdzili się inni znajomi, przyjaciele. Niby normalne życie, normalne rozmowy ale bomba w człowieku tyka. Pomogło. Mnie pomogło. Ale to nie znaczy, że pomaga wszystkich. Może niektórzy potrzebują właśnie rozmów. Potrzebują powspominać. Ja nie, przynajmniej jeszcze nie. Ja go dobrze pamiętam, nie muszę powspominać. Bo dalej czuję jakby był. Był gdzieś poza zasięgiem. Nie widywaliśmy się codziennie, czasem nie mieliśmy kontaktu przez tydzień czasem trzy tygodnie. Od jego śmierci mija właśnie tydzień. Nie długo. Może jeszcze się odezwie – w głębi siebie marzę o tym. Czasem wydaje mi się, że nawet go widzę na ulicy, w firmie… Aż chce za nim zawołać. Ale wiem, że to nie może być Krzysiu. Tylko mi się wydaje.

Skąd masz wiedzieć jak rozmawiać s kimś kto właśnie stracił kogoś bliskiego? Pytaj. Jeśli masz taką możliwość, pytaj kogoś kto jest bliżej tej osoby, kogoś kto już wie co jej potrzeba. Każdy jest inny. Każdy strasznie cierpi ale także – jeśli ma siły –  stara się wspierać najbliższe osoby. Na pierwszy rzut oka taka osoba wygląda normalnie. Może trochę mniej się uśmiecha ale wygląda normalnie. Zakłada maskę. Gdy jest sama może dopiero ją ściągnąć i zatopić się w rozpaczy. Samemu czasami jest łatwiej bo nie ciągniesz nikogo w tej rozpaczy za sobą. A czasem trudniej, bo potrzebujesz kogoś kto wyciągnie Cię na powierzchnię. Ale nie znajdujesz, bo w innym pokoju ktoś jest jeszcze głębiej ….

Najgorsze co możesz zrobić to dopytywać. Jak do tego doszło? Jak się trzymacie? Co słychać? Jeśli masz zadawać takie pytania to pamiętaj, że milczenie jest złotem. Mnie osobiście strasznie, ranią także kondolencje. Wiem, że jest Ci przykro. Nie musisz tego mówić. Jesteś tutaj. Przyszedłeś się spotkać, wesprzeć. Nie musisz mówić jak Ci przykro, bo wiem. Jeśli możesz być obok to słowa teraz nie mają większego znaczenia – przynajmniej dla mnie. Jeśli jesteś daleko, jeśli nie możesz się spotkać to wtedy posłuż się słowami, bo nie możesz inaczej – jeśli czujesz, że musisz.

To jest strasznie dziwne uczucie. Masz wrażenie, że już choć na chwilę poradziłeś sobie stłumić rozpacz w sobie podczas zakupów, spaceru, treningu itp. a tu nagle eksplozja. Zwykła zabłąkana gdzieś w głowie myśl, która całkowicie niespodziewanie wybucha. Zwykłe słowo przez telefon. Napis w internecie i wybuchasz. Pierwszy dzień, który udało mi się przetrwać bez wybuchu rozpaczy przyszedł w niedzielę – w wtorek był wypadek. Nie dlatego, że poczułem się jakoś o wiele lepiej ale dlatego, że córka miała zaproszenie na urodzinki młodszego braciszka jej największego kolegi, a żony nie było w domu. Więc ogarnięcie dwóch małolatów – trzymiesięcznego wiecznie uśmiechniętego niemowlaka i jego nakręconą na zabawę siostrę – uniemożliwiało pomyślenie o czymkolwiek innym. Może to właśnie jest metoda na poradzenie sobie z stratą kogoś bliskiego? Ciągle musi się coś dziać. Kontakt z dziećmi. Błahe rozmowy. I brak wolnego czasu. U mnie zadziałało.  W poniedziałek myślałem, że już sobie poradziłem z tą myślą. Pogodziłem się z tą stratą. Ale nie… Było tylko trochę lepiej i znowu usiadłem pisać te słowa.

Jakby tego miało być mało siedząc nad klawiaturą odebrałem telefon od żony, że jadąc z córką na stację benzynową 300 metrów od domu wjechał im w tył inny samochód. Całe szczęście, że nikt nie ucierpiał ale auto będzie wymagać wizyty w serwisie. Nigdy nikt wcześniej z naszych rodzin – przynajmniej z tego co pamiętam – nie uczestniczył w kolizji, a tutaj w przeciągu 6 dni mój brat oraz córka z żoną…. W piątkową noc byliśmy też w krakowskim szpitalu z synkiem. Zabawy rodzeństwa. Ale to już całkowicie inna historia… Nie mam już dziś siły pisać.

Wtorek, godzina 11.00. Ruszamy na Dolny Śląsk załatwiać kwestie papierkowe aby następnego dnia można w końcu przewieźć ciało Krzysia, aż z Legnicy. Tydzień temu o tej porze, jeszcze wszystko normalnie wyglądało. Siedział sobie wygodnie jako pasażer w aucie. Pisał z swoją dziewczyną, chyba planowali walentynki. Pewnie z uśmiechem na twarzy.  Miał wiele powodów aby być wyjątkowo szczęśliwym tego dnia. Począwszy od całkowicie błahych jak nowy telefon, a skończywszy na bardzo poważnych zmianach w życiu, jak pierwsza praca w zawodzie. Dzień wcześniej nie wiedzieliśmy się bo był na badaniach przed podpisaniem umowy o pracę, a za 6 dni miał zaczynać nową ogromną przygodę jako programista PLC. Wkrótce wyjazd do Berlina do fabryki Tesli. Tesla, to brzmi dobrze. Cieszyliśmy się. Godzina 11.00. Za 16 minut dojdzie do tragedii.

Jutro pogrzeb. Prawdopodobne najgorszy dzień … Prawdopodobnie najgorszy dzień w życiu. Najsmutniejszy. Dotychczas nie uczestniczyłem w pogrzebie młodej osoby. Zawsze byli to starsi ludzie. Myślałem, że tylko tak może być. Myliłem się….

Z jednej strony bardzo obawiam się jutra, a z drugiej wszyscy na to czekamy. Czekamy na pogrzeb już 9 dni. Zwykle czeka się 3, a my Czekaliki – jak o nas mówią znajomi – musimy czekać o wiele dłużej. Za długo. Mam nadzieję, że od soboty będzie choć trochę łatwiej. Że zaczniemy myśleć jak poukładać sobie życie na nowo. Nie będzie łatwo, bo w końcu spędziliśmy razem ostatnie 25 lat.

Myślę, że mi jest i tak o wiele łatwiej niż innym. Jako jedyny mogłem go osobiście pożegnać na miejscu wypadku. Zbliżyłem się do niego, dotknąłem, pożegnałem. Rozpłakałem się strasznie ale potem poczułem na chwilę trochę ulgi. Bardzo tego potrzebowałem. A dopiero dziś moi rodzice wraz z dziewczyną Krzysia będą mieli okazję zrobić to samo. W kostnicy.

W filmach zawsze rozpacz człowieka po stracie, połączona jest z myślą, jakie ostatnie słowa chciałoby się na pożegnanie powiedzieć. Od momentu tragedii i za mną takie słowa chodzą. Ale nie są to słowa w stylu „kocham Cię bracie” – bo takich słów nie trzeba wymawiać, miłość braterska to coś innego. To się czuje, to się widzi w gestach, to normalne, że brata się kocha i nie często się to powtarza – tak przynajmniej było u nas. To nie są słowa „kiedyś znowu się spotkamy” – bo nie jestem osobą wierzącą. Może już nigdy się nie spotkamy. Bo gdzie? Nie wierzę w niebo, wierzę w naukę. Na tym świecie istnieją rzeczy, które nawet filozofom się nie śniły więc kto wie czy gdzieś się spotkamy. Jest wiele zjawisk w fizyce kwantowej, które przerastają nasze wyobrażenie i mogą – moim zdaniem – wyjaśniać wiele z tematów w które ludzie wierzą. Kto wie?

To co chciałbym powiedzieć Krzysiowi to odpowiedź na naszą ostatnią rozmowę. Rozmawialiśmy o telefonach. Głupio mi z tym, bo to trywialne temat. Ale od śmierci brata mam go w głowie. To jedno zdanie mnie prześladuje bo w wtorek chciałem się z nim spotkać w firmie i mu powiedzieć: „Miałeś racje, że te 3 GB RAMu to jednak za mało i bateria faktycznie krótko trzyma”. Głupie to. Mnie jest głupio. Ale ten tekst, który właśnie czytasz to przelanie na papier tego co we mnie siedzi. Nie chcę nikogo okłamywać, bo pisze go tak naprawdę dla siebie. Dlaczego miałbym siebie okłamywać skoro ten tekst miał mi pomóc pogodzić się z stratą brata. Uświadamiam sobie, że życie to nie film. Życie jest bardziej nieprzewidywalne i bardziej niesprawiedliwe niż scenariusz filmowy.  Jest bardziej zaskakujące.

Nie wierzę, ale myślę i analizuję. Zastanawia się dlaczego w sobotę po śmierci Krzysia mógłbym przysiąc, że jeden przedmiot w naszym mieszkaniu zmienił położenie. Widzieliśmy go z żoną w jednym miejscu, a po chwili gdy w pustym pokoju 3m ode przewróciła się ramka z zdjęciem ten przedmiot też tam był. Strasznie to głupie. W taki sposób tłumaczymy sobie podświadomie pewne rzeczy aby było nam łatwiej. Na pewno ktoś ten przedmiot przełożył i zapomniał o tym. Po co to zrobił? Dlaczego odłożył go w miejsce gdzie nigdy go nie kładziemy i to po wejściu do mieszkania po powrocie od babci, gdy mieliśmy zajęte ręce bagażami. Bez sensu, ale kto miał to zrobić jak nie my? Zdjęcia czasem się przewracają. Wszystkie okna i drzwi pozamykane ale takie rzeczy się zdarzają. Następnej nocy poprzewracały się butelki gdy spaliśmy. Wszystkie okna zamknięte … Pewnie zawsze takie rzeczy się działy ale nigdy nie zwracaliśmy na nie uwagi. Niczym kobieta, która chce zajść w ciąże, wszędzie widzi ciężarne, facet przed zakupem samochodu wszędzie dostrzega daną markę, a osobę na diecie będą prześladować słodycze. Jesteśmy ludźmi i mamy zaburzone postrzeganie pod względem tego o czym myślimy. Tak samo musiało być i tym razem. Najdziwniejsze jest jednak to, że od tego momentu, gdy to spore zdjęcie w ramce się przewróciło, mi zrobiło się lepiej. To był drugi moment, który wyjątkowo pomógł mojej „duszy” poradzić sobie z stratą Krzysia. Nie mówię, że wtedy się coś wyjątkowego wydarzyło, ale mnie zrobiło się lżej. Pewnie tak powstały wszystkie religie, mity niezwykłe historie. Z potrzeby ulgi. To pomaga nam od zawsze. Może jednak się mylę i Tam coś jest. Choć nie…. Raczej czuję, że wiele pracy jeszcze przed nami. Wiele badań i zaskakujących odkryć. Może gdzieś jest obok. Światy równoległe …. Jest mi trochę lżej od tego czasu.

Zawsze uważałem, że wierzącym jest łatwiej. Wierzyć, że ktoś na Ciebie czeka po śmierci. Że czekają wszyscy, którzy odeszli. Że warto za życia pomagać innym nie dlatego, że to ludzkie, ale dlatego, że spotka Cię za to nagroda w Niebie. Ale po śmierci Krzysia, chyba łatwiej mi się pogodzić z myślą, że to był straszny zbieg nieszczęśliwych okoliczności niż czyjś plan. Jak wytłumaczyć taki plan? Odebrać życie człowiekowi który właśnie za 6 dni miał rozpocząć życie. Dorosłe, niezależne życie. Dobry człowiek, z potencjałem aby pomagać innym. Wolę myśleć, że to przypadek – tak jest mi łatwiej.

Łatwiej mi postrzegać to zdarzenie jako przypadek. Łatwiej dlatego, że można było tego uniknąć. Łatwiej, bo dostrzegam jakie mamy wszyscy szczęście w życiu i kompletnie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Gdyby na stacji na której zatrzymali się Krzysiu z kolegą kierowcą ok 11 zjedli jednego hot-doga więcej albo mniej. Gdyby dłużej korzystali z toalety, gdyby … O wszystkim zadecydowały sekundy. Gdyby byli 10 metrów dalej albo bliżej, zdążyli by zareagować. Przy prędkości 110 km/h co to jest 10 m. Może wystarczyłoby mniej.

Po tym wypadku, dostrzegam jakie ogromne szczęście towarzyszy  nam w życiu. Nawet nie zdajemy sobie sprawy ile razy otarliśmy się o śmierć. Ciągle narzekamy jak nam źle, jakie mamy złe życie, że czegoś nam brakuje, a może co roku kilka razy ocieramy się o śmierć. Nawet o tym nie wiedząc i nigdy się nie dowiemy.

Po chwili namysłu jednak przypominam sobie kilka sytuacji, które w moim życiu mogły skończyć się inaczej. Gdy miałem kilka lat dziadek wyszarpnął mnie – podobno, bo pamiętać tego nie mogę – spod samochodu na zakręcie, gdy bez namysłu podczas spaceru wybiegłem na drogę. Innym razem babcia wskoczyła do mnie do basenu gdy w podobnym wieku nagle się potknąłem i wylądowałem na jego dnie. To pamiętam. Żaby pływały w tym basenie i ja zachłysnęłam się, na szczęście, tylko trochę wodą. Innym razem w Tatrach, grunt dosłownie usunął mi się spod nóg. Ostatnio biegając wieczorem, może miesiąc temu poślizgnąłem się na lodzie i upadłem. Niby nic, zdarza się każdemu kto chodzi, a co dopiero biega, ale moje czoło znajdowało się dosłownie 7 cm od ostrego rogu betonowej prostokątnej donicy. Wtedy byłem świadomy, że gdybym postawił nogę o te 7 cm bliżej to bym prawdopodobnie rozbił sobie skroń. To tylko kilka sytuacji, których jestem świadomy, a ile ich było? Nigdy się nie dowiem, ale chciałbym strasznie o tym pamiętać, że jestem szczęściarzem bo już nie raz los postawił moje życie na krawędzi. Tylko jak długo będę o tym pamiętał? Pewnie tylko przez jakiś czas, a potem wrócę do normalności i o tym szczęściu zapomnę. Mamy straszną pamięć. O rzeczach ważnych, postanowieniach pamiętamy tylko chwilę. A może to dobrze. Może gdybyśmy pamiętali wszystko nie potrafilibyśmy z tym żyć. Może lepiej nie pamiętać. Ile osób oddało by wszystko aby móc zapomnieć….

Krzyś też wielokrotnie uciekł śmierci, ale ten raz wszystko w jego otoczeniu potoczyło się tragicznie. Prokurator i policja na miejscu potwierdzili, że kierowca nie miał co zrobić. Nie mógł zareagować. To wydarzyło się zbyt szybko. Brak pasa awaryjnego, brak szerokiego pasa zieleni, brak zabudowy tej ciężarówki z tyłu. Bardzo dobrze, że dotarłem tam na miejsce nie tylko dlatego, że mogłem się pożegnać z bratem, ale także dlatego, że nie mam pytań. Najgorsza jest niepewność. Najgorsze są wątpliwości. Wiem, że kierowca nie mógł zareagować. Gdyby TIR zajechał im drogę, pewnie by ich naczepa przepchała na barierki, albo by wyhamowali, ale niestety to była ciężarówka, która reaguje szybciej na ruch kierownicą. Nieprawdopodobny pech, bo takich aut nie wiele jeździ po drogach. Gdyby to był TIR to musiałby mieć belkę która zapobiegała aby podczas wypadku auto nie wjechało pod niego. Ta ciężarówka nie miała. A może była tam tylko makieta? Może te belki na naczepach to też tylko makiety. Ile osób ginie rocznie bo wjedzie pod naczepę ? Nie wiem, ale jak wynika z statystyk policji co roku ginie ok 3000 osób. A kolejnych 10 tysięcy zostaje ciężko rannych. Co roku! Sprawdziłem te dane z ciekawości. Ile to jest tragedii. Ile tragedii takich jak nasza. Ile osób traci syna, córkę, męża, ojca, brata…. Smutne jest to, że te liczby nie maleją. 5 lat temu też zginęło tyle samo osób.  

Czy można zapobiec takim tragediom? Myślę, że tak. Myślę, że mam krew brata na rękach. Jakiś czas temu, może 3 lata temu, przeglądałem zdjęcia z wypadków w internecie i zauważyłem, że jeżeli samochód osobowy czy dostawczy wjedzie w tył naczepy to nie występuje wtedy strefa zgniotu. Auto wjeżdża i ścina dach oraz osoby w środku. Śliska nawierzchnia. Mgła. Nagłe hamowanie TIR-a i na autostradzie zawsze taki sam finał zdarzenia.

Dlaczego pojazdy ciężarowe nie posiadają absorberów energii z tyłu ? Belka mogłaby się zginać w kontrolowany sposób i ratować życie tych którzy w nią wjadą. Projektantom aut zależy tylko na ratowaniu osób w pojeździe. Tak konstruowane są pojazdy aby w jak największym stopniu ratować tych, który są w środku. Technologia pozwala dziś na więcej. Kilka lat temu dostrzegłem zagrożenie i nic z tym nie zrobiłem. A co miałem zrobić? Przecież bym nie zmienił konstrukcji wszystkich ciężarówek i naczep. Co mogłem zrobić? Ale jednak czuję, że powinienem wtedy coś spróbować z tym zrobić. Dostrzegłem zagrożenie i je olałem. Krzyś dziś nie żyje. Nie przeze mnie. To nie ja prowadziłem ciężarówkę, w którą oni się wbili. Dlaczego ten kierowca tak zrobił? Nie wiem. Nikt nie wie. Kierowca skorzystał z prawa do odmowy składania zeznania. 

Jednak teraz widzę, że każdy ma krew na rękach. Gdy pomyśli sobie, ale TO niebezpieczne prawie zrobiłem sobie krzywdę. Ale na „szczęście” nie zrobiłem. Jestem cały. To zapominamy. A potem ktoś inny, kto ma mniej „szczęścia” może stracić w ten sposób to co ma najcenniejsze. Widzisz, że coś zagraża innym i nic z tym nie robisz to przykładasz rękę do ich krzywdy. Myślisz „ich krzywdy”, obcych, anonimowych osób i masz z tym luz ale tym innym może być twoja córeczka, Twoja mama lub w drodze powrotnej Ty. „Głupio by było” zginąć w tak egoistyczny sposób przez zaniechanie. 

Widzisz że ktoś upada na ziemię, dziurę w jezdni, wiszące sople pod dachem, pijanego kierowcę, czy agresywnego psa i nic z tym nie robisz?  Widzisz lód na tirze i nie reagujesz? Lód na dachu i co z tego? Gdyby nie ten lód to ktoś mógłby jeszcze żyć. Takich braci, sióstr, ojców, matek, córek, synów …. są tysiące, którzy znikają z naszego życia bez pożegnania. Nagle. Podczas codziennej drogi po pieczywo, do szkoły czy podczas rutynowego transportu podczas wykonywania obowiązków służbowych. 

Najgorsza w tym wszystkim jest ta świadomość, że nie znamy dnia ani godziny, gdy to przez naszą wygodę czy lenistwo ktoś straci najważniejszą osobę w życiu. Nie poświęciliśmy 3 minut aby wykonać telefon, zatrzymać kluczyki pijanemu kierowcy czy zmusić kogoś do zatrzymania pojazdu aby wyczyścił dach swojej naczepy. Tyle ludzi wokoło, przecież każdy to widzi, każdy może zareagować i każdy będzie miał krew na rękach. Tą niewidzialną. Bo prawnie nigdy się nie dowiemy, że to przez nasze zaniechanie, ktoś tydzień później, dzień czy minutę stracił życie.

Po śmierci Krzysia, pierwszy raz zatelefonowałem i zgłosiłem dziurę w jezdni na trasie 88. Głęboką, w niewidoczny miejscu. Niebezpieczną. Już następnego dnia ją załatali. Wcześniej była tam przez tydzień, może dłużej. Czy kogoś uratowałem? Nie wiem i się nie dowiem. Gdybym nie zatelefonował, a potem przeczytał w gazecie, że ktoś się tam rozbił to bym wiedział, że mam krew na rękach. Nie chciałem ryzykować. To mogła być moja żona z dziećmi, mody ojciec, karetka pogotowia czy autobus szkolny. Wolę nie wiedzieć, czy kogoś uratowałem ….

Tak sobie myślę. O takich wypadkach jak ten w którym mój brat stracił życie myślałem już wcześniej. Może nie tylko. Nie mogłem nic zrobić. To nie moja wina. Moją większą winą by było gdybym na pracy inżynierskiej lub magisterskiej przygotowałbym projekt takiego absorbera i bym go zamknął w szafie. Pisałem pracę o systemach bezpieczeństwa w samochodach osobowych. Stworzyłem symulator, jak działają napinacze pasów i poduszki gazowe. To było coś innego, ale czuję, że jednak bliższego niżby się mogło wydawać. Może zmarnowałem czas piszą inżynierkę, tak samo jak magisterkę bo te prace nikomu nie pomagają. Poświęciłem wiele miesięcy życia, potencjał dobrze wykształconej osoby po to aby projekty wylądowały w szafie. Głupio mi.

Po co kształcimy tysiące inżynierów zadając im na koniec studiów projekty, z których nic nie wynika. Jeśli jeden projekt na 100 czy nawet na 1000 przyczyniłby się aby ocalić przynajmniej jedno życie to ile tragedii można by ocalić. Wiem, że to jest za daleko idące stwierdzenie ale czuję, że wszyscy Ci profesorowie, doktorzy, którzy karzą młodym dobrze wykształconym ludziom pisać prace, które następnie lądują w szufladzie mają krew na rękach. Do tej pory widziałem to jak stratę finansową dla naszego społeczeństwa, bo marnowanie czasu ludzi wykształconych to strata ogromnych pieniędzy, których wart jest ich czas. Ile mogliby rozwiązać problemów nie myśląc o komercjalizacji tylko rozwiązań, a o zaliczeniu i przy okazji czynieniu dobra. Po to się uczymy. Po to zostaje się na uczelni aby przysłużyć się społeczeństwu. Jeśli umierającej osobie nie udzielisz pomocy możesz zostać oskarżony o zaniechanie pomocy, a czym różni się to nie wykorzystania potencjału młodych ludzi. Jest tylu potrzebujących wokół nas i tyle zmarnowanego czasu oraz potencjału młodych ludzi, którzy muszą zrobić „coś” aby zdobyć papierek. Dlaczego nie rozwiązują oni problemów ? Dlaczego nie ratują życia poprzez rozwój technologii? Słyszałem, że sukces w życiu to nie liczba zer na koncie ale ilość osób których życie odmieniło się na lepsze. Młodzi ludzie mogą nie tylko poprawiać życie ale także je ratować.

Dlaczego o tym myślę i piszę teraz? Co to ma do mojej żałoby, do mojej straty?

Swoją wielką złość na siebie, żal który odczuwam, ukierunkowałem na działanie. Od zawsze w czasach kryzysu, gdy miałem ciężko z jakiegoś powodu uciekałem w projekty. Wolę zająć umysł rozwiązywaniem problemów niż myśleć o tym co miało miejsce. Może jest to forma ucieczki od problemu, ale Krzysiowi życia już nie przywrócę, jednak wierzę, że mogę ocalić życie innych. To mnie teraz napędza do działania. Moja rodzina przeżywa ogromną tragedie, której nie życzę nikomu innemu i zrobię co w mojej mocy aby takich rodzinnych tragedii było jak najmniej. Po to także, założyłem fundację. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ale chcę… muszę działać.

Dziś był pogrzeb. Jeśli można powiedzieć, że pogrzeb był piękny to ten taki był. Morze ludzi w nim uczestniczyło. Chyba w większości młodych. Nie wiem. Nie byłem w stanie patrzeć na ich twarze. Naprawdę nie wiem, kto był. Nie widziałem wszystkich. Nawet jeśli na kogoś spojrzałem to zwykle nie rozpoznawałem. Maseczki zmieniły charakter pogrzebów.  Dobrze, że ludzie je mieli. W szpitalach umierają setki osób dziennie, ironiczne by było zarazić się na pogrzebie.

Dziwne czytanie. O odcięciu głowy Janowi Chrzcicielowi. Nie zrozumiałem go…. Ksiądz powtarzał aby się modlić za Krzysia i innych. Nie wiem czy modlitwy im pomogą. Pewnie nie zaszkodzą. Ale to co na pewno im pomoże to pamięć o nich. Kontynuacja ich projektów, jeśli takie prowadzili. Kontynuując ich „dzieła” będą przy nas, ramię w ramię. Tak to widzę. Modlitwa to słowa, to ponoć pomóc zmarłym. Myślę, że więcej znaczą czyny. Możemy pomóc innym, kolejnym, którzy będą potrzebować naszej pomocy. Ciągle czuję, że dużo mówimy, a mało robimy. Bardzo bym chciał aby śmierć Krzysia była dla wielu motywacją do działania. Aby życie Krzysia było przykładem, że można być szczęśliwym, aktywnym, podróżować i znaleźć czas do bliskich i przyjaciół. 

Piękne zdjęcie Krzysia (takie jak na górze strony) . Bardzo piękne, z szczerym uśmiechem jak zawsze. Sztandar szkoły, którą ukończyliśmy w rękach dyrektora. Piękny gest. Przemowa na koniec Przemka, znajomego, sportowca – piękna, wzruszająca ale i rozchmurzająca. Słuchając jej, naprzemiennie łzy zalały mi twarz i pojawiał się uśmiech pod maską. Krzyś będzie organizował tam gdzie jest, kolejne turnieje sportowe wraz z Panem Turkiem.  Kto wychował się w klasie sportowej na Szopienicach to doskonale wie o czym mowa. Żyjemy w wielkiej aglomeracji, w sporym mieście, ale nasze życie w końcu zamyka się na kilometrze kwadratowym. Przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum, boiska sportowe i cmentarz na Szopienicach to właśnie jakiś kilometr kwadratowy. Co prawda Krzyś do podstawówki chodził trochę dalej bo pojawiły się wtedy gimnazja, które o ironio znowu zlikwidowano jednak tam toczyło się życie nas wszystkich. To na szkołę chodziło się poruszać w wolnym czasie, to na szkole później pierwsze piwa się piło i za płotem organizowało pierwsze ogniska. To tam zaczynało się, rozwijało i kończy nasze życie –  na tym kilometrze.

Po włożeniu Krzysia do grobu oddaliłem się z babcią na bok, bo nie potrzebowaliśmy kondolencji. Wiemy, że nas wspieraliście, wiemy, że Wam też przykro, że cierpicie z nami. Nie trzeba tego mówić na głos. Staliśmy dalej, ale gdy nas ktoś dojrzał to podszedł. O dziwo te słowa nie raniły aż tak jak się obawiałem. Ciepłe słowa. Obecność wielu osób. Może już swoje odcierpiałem. Może ten tekst który właśnie pisze pomógł mi się z tym uporać?

Gdy większość osób się rozeszła czułem, że muszę postać jeszcze przed grobem brata. Chciałem być sam. Została jeszcze tylko grupa jego przyjaciół. Choć przyjaciele to chyba zbyt słabe słowo. Mówi się, że rodziny się nie wybiera. Krzyś miał to szczęście, że mógł. Miał drugą rodzinę, którą sam sobie wybrał. A może nie wybrał tylko znalazł? Myślę, że prawdziwych przyjaciół się nie wybiera, ich się znajduje. Miał braci i siostry z którymi się wychowywał, spędzał wspólnie czas, na boisku i na konsoli. Wspólnie podróżowali, imprezowali, żyli. Taka paczka to wielki skarb. I dla tej ekipy to równie wielka tragedia jak dla rodziny. Może większa? Jak wyliczyć stratę? Liczbą spędzanych godzin, zawartością DNA … Śmierć dziecka to największa strata do rodziców, dziadków, to wiem na pewno, odkąd mam swoje dzieci. Małe dzieci to cały Twój świat, a Ty jesteś ich światem. Kto cierpi potem bardziej? Jaki sens mają takie rozważania? Nie mają żadnego.

Prawdziwy przyjaciel to ktoś z kim cieszysz się życiem tak naprawdę, dzięki komu to Twoje życie jest bogatsze. Przy nim nie musisz udawać. Możesz być sobą. To ktoś kto, gdy wyjedzie, gdy wasze drogi się rozejdą zawsze będzie tym brakującym fragmentem w życiu.  Prawdziwych przyjaciół pamięta się całe życie. Ja pamiętam, bo czynili wtedy moje życie pełniejsze, szczęśliwsze.  Jednak dorastamy i przychodzą inni, zwykle tylko znajomi. Przyjaciele to skarb. Strata Krzysia rozsypała wiele kompletów puzzli. 

Śmierć człowieka to zawsze czas pytań. Dlaczego on? Dlaczego nie ktoś inny? Dlaczego teraz?

Moim zdaniem, nie ma odpowiedzi na żadne z tych pytań. Po prostu. Przypadek.

Ja zadaje sobie inne pytania.

Czy byłem dla niego dobrym bratem? Czy dzięki mnie jego życie było bardziej udane? Czy jest coś co chciał mi powiedzieć ale nie zdążył ? Nie wiem. Ale mam nadzieje, że po rozmowach z jego przyjaciółmi poznam odpowiedź na przynajmniej jedno z pytań. Może coś im o mnie mówił. Nie wiem. Ale na szczęście te pytania mam komu zadać. Do kogo skierować pytanie „dlaczego on”? No właśnie. Nie ma sensu zadawać pytań na które nie ma odpowiedzi, na które nie ma kto odpowiedzieć.

Oglądając filmy historyczne o bohaterach z okresów wojen pchają mi się łzy do oczy, gdy widzę najwyższe poświęcenie ludzi dla innych ludzi. Oddają życie, za swoje rodziny i wszystkie kolejne pokolenia, które będą dzięki nim mogły żyć później. Oddali życie za nas. Tylko czy słusznie? Czy nasze życie jest więcej warte niż ich ? Czy wykorzystujemy tą szansę, która została nam dana? Czy ich ofiara nie poszła na marne? Takie pytania bardzo zmieniają perspektywę codziennych problemów. Słaby zasięg WiFi w toalecie, zabrudzone buty, zarysowanych samochód, to są prawdziwe powody narzekań ludzi żyjących w rozwiniętych krajach. Jasne, że nikt codziennie nie myśli o tych, którzy oddali, życie za nas kilka pokoleń wcześniej, ale warto czasem zwolnić i choć na chwilę pomyśleć. Chyba właśnie dlatego warto stawiać pomniki, które pozwalają nam docenić to co mamy dziś. Obyśmy nie musieli oddawać życia w walce o wolność następnych pokoleń, bo wtedy te wcześniejsze poświęcenia nie miałby sensu. Kilka lat temu w mojej kawalerce na ścianie, napisałem sobie zdanie motywacyjne. Chyba najbardziej motywacyjne jakie na mnie w chwilach załamania działa. Brzmiało ono tak „ Obyś był tego wart”. 

Patrząc codziennie na ten napis głęboko chcę wierzyć, że jestem wart tego, że żyję, bo zbyt wielu naprawdę wartościowych już z tego świata odeszło.

Jak żyć? Jak żyć, aby być ich wartym? Dużo na ten temat myślałem w podróżach. Spędzasz dni wędrując samotnie po górach to o czym masz myśleć? Przemyślisz już wszystko, aż w końcu zaczynasz filozofować. Filozofowie to chyba osoby które miały za dużo czasu. Czy wiem jak żyć? Nie wiem. Tego chyba nikt nie wie, ale moje przemyślenia zapisałem w poniższym akapicie.

Żyj tak aby zostawić ten świat o trochę lepszym miejscem, niż go zastałeś. Pozostaw za sobą wiele uśmiechów, szczęśliwych ludzi, pozytywnych emocji . Żyjemy dla emocji to one są przyprawami naszej codziennej egzystencji. Żyj tak, aby ludzie Cię żegnający wiedzieli, że ta chwilowa rozpacz i smutek nie przykryje tego pozytywnego co im zostawiłeś. Żyj tak aby ludzie żegnając się z Tobą byli szczęśliwi, że Cię poznali i że mogli spędzać z tobą czas.

Nie chcę się zastanawiać dlaczego on odszedł. Byłem na miejscu wypadku. Widziałem te pojazdy. Rozmawiałem z prokuratorem – wielokrotnie – policjantem, strażakiem …. To był nieszczęśliwy przypadek, że akurat siedział tam gdzie siedział. Ktoś pewnie popełnił błąd. Nie chcę więcej myśleć dlaczego Krzysia, nie ma już z nami, ale chcę myśleć co dalej. Muszę myśleć co dalej. Mam to szczęście, że żyję. Ty także. Nie pytaj dlaczego inni go nie mieli, ale pytaj co dalej z nim zrobisz. Dano nam ten cenny dar i jeszcze nie odebrano. Co z nimi zrobimy? Jaki potencjał drzemie w nas? Nigdy nie dowiemy się jaki potencjał mieli Ci młodzi ludzie, których zabrakło. Osoby umierające w starszym wieku już ukształtowały nasz świat, miały szansę i część z nich z niej skorzystała. Przy młodych stawiamy znaki zapytania. Co mogli by oni zmienić? Ilu ludzi zainspirować? Ile istnień uratować?

Wiem, że Krzysiu miał ogromny potencjał. To ile różnych sportów uprawiał. Sam nawet nie znam wszystkich. Unihokej, siatkówka plażowa i ta na śniegu, hokej, trochę biegał, siłownia …. Skończył wcale nie łatwe studia, podczas których wyróżniał się z tłumu, dlatego otrzymywał stypendia. Organizował zawody sportowe. Był moim wsparciem i motywatorem podczas biegów maratońskich. Pomagał mi przy projektach, które teraz rozwijam. Pomógł także gdy złamałem palce w prawej ręce. Krzysiu wykorzystywał swoje talenty. Rozweselał innych, robił zawsze to o co go poproszono, potrafił łączyć zespół ludzi w zgraną ekipę, organizował zawody, robił bardzo dużo bo wiedział, że potrafi i nie marnował swojego potencjału.

Myślę, że niewiele osób wie, że z Krzysiem pracowaliśmy nad patentami. Były już rozmowy z rzecznikiem patentowym. Co by z tego wyszło? Nie wiem. Potencjał był. O co chodzi?

Krzyś zaprojektował dla mnie ortezę, sportową którą wydrukowaliśmy na drukarce 3D. Lekka, sztywna, wygodna, przewiewna. Mogłem dalej normalnie funkcjonować, trenować. To co udało się nam stworzyć przerosło nawet moje oczekiwania. Postanowiłem, że nie będę tego komercjalizował, ale udostępnię jej projekt dla wszystkich w przyszłości na stronie mojej fundacji. To, że nie ma go już fizycznie obok, nie oznacza, że nie może dalej czynić dobra. Tak długo jak będziemy korzystać z jego pracy, tak długo będzie przy nas. Orteza idealna dla siatkarzy. Wybite czy złamane palce nie powinny nas ograniczać od trenowania innych partii ciała i kondycji. Dzięki Krzysiowi już nie będą.

Ale to jest smutne. Zacząłem pisać ten tekst aby łatwiej pogodzić się z śmiercią brata. Zaczęło się od tych przemyśleń na których kończę. Jest to forma terapii, którą udostępniam, bo może komuś jeszcze pomoże. Smutne jest jednak to, że od śmierci Krzysia minęły już prawie 3 tygodnie, a je nie znalazłem wystarczająco wiele czasu aby te chaotyczne notatki uporządkować. Tyle obowiązków, tyle pracy. Takie tempo życia.

Chcę wierzę, że Krzysiu rozpoczął ruch, dzięki któremu możemy wykorzystywać nasze umiejętności aby pomagać innym. Tak jak mi pomógł. Aby odmieniać życia i aby ratować życie innych. Tak długo jak ludzie będą wykorzystywać swoje umiejętności aby pomagać innym tak długo będę wierzyć, że pamięć o Krzysiu jest także motywacją do przekłuwania swoich talentów, wykształcenia w działanie. Przekujmy ten smutek, poczucie niesprawiedliwości w moc aby takich tragedii było w przyszłości jak najmniej, bo niestety ale czuję, że stać nas na więcej. Możemy coś zmienić, możemy komuś pomóc, To zróbmy to już dziś. Nie odkładajmy tego na potem, bo to potem może nigdy nie nadejść. Nikt nie jest zbyt młody aby zacząć tworzyć coś dobrego.

Najprościej zacząć od kursu pierwszej pomocy.

Naucz się pierwszej pomocy nie tylko z myślą, że będziesz mógł uratować dzięki temu życie swojego dziecka, taty, żony czy komuś obcemu podczas wypadku na autostradzie, ale z myślą o czymś większym. Naucz się jej i promuj te umiejętności, tak podstawowe umiejętności bo czym więcej osób się tego nauczy tym większa, szansa, że podobnych tragedii będzie mniej. Może i Twoje życie ktoś uratuje.

Gdy byłem świadkiem wypadku, w którym to pojazd zderzył się z bezmyślnie wybiegającym na nieoświetlonym odcinku drogi człowiekiem, wybiegłem z autobusu udzielić poszkodowanemu pierwszej pomocy. Straszny widok. Na całe życie pozostanie w mojej pamięci. Jednak nie samo zdarzenie było dla mnie najbardziej szokujące ale zachowania ludzi. Ten spokój obsługi karetki, która przewiozła poszkodowanego do szpitala. Pełny profesjonalizm, zimna krew. Tak trzeba. To ich praca i wyszkolenie. Szacunek. Oraz zachowanie tłumu. Ludzie, którzy od razu się zbiegli, byli tylko gapiami. Gdy osoba, która dobiegła do poszkodowanego jako pierwsza zaczęła wydawać rozkazy kto co ma robić aby uratować tego faceta, młodzi dobrze zbudowani mężczyźni się odsuwali. Część z nich znałem. To byli „kibice piłkarscy”. Mogli pomóc ale się odsuwali. Patrzyli z zaciekawieniem i nic nie robili. Z każdą minutą ludzi wokół nas było coraz więcej ale chętnych do pomocy jakoś nie przybywało. Strasznie to smutne. Ci faceci potrafią bić się pod stadionami, ale nie są już tacy odważni gdy chodzi o czyjeś życie. Okropne doświadczenie, które na zawsze zostanie w mojej głowie.

Minęły już 18 dni od tego tragicznego wypadku. Długo. Zaczynam tęsknić. Nawet jak na nasze relacje taka przerwa bez spotkania się u rodziców, czy w firmie to długa przerwa. Brakuje mi go. Myślę, czy nie za mało czasu spędzaliśmy razem. Dostałem do Krzycha grę planszową, chyba na urodziny albo na święta w którą ani razu nie zagrałem. Po kilku miesiącach pożyczył ja ode mnie i grał w nią z kolegami. W święta wytłumaczył mi jej zasady i tyle. Nigdy nie zagraliśmy w nią razem, a teraz leży u mnie na mieszkaniu. Nasze prezenty były zawsze trafione ale nie zawsze zrealizowane. Dwa lata z rzędu umawialiśmy się, że z okazji naszych urodzin pójdziemy razem do wakeparku i ja kupię mu karnet a on mi. Nie doszło do tego. Dwa lata z rzędu nie znaleźliśmy na to czasu.

Pieniądze traktujemy jako wyznacznik naszej wartości. Kupujemy za to produkty których nie potrzebujemy aby dopasować się do znajomych, których czasem nawet nie bardzo lubimy, a potem czujemy, że czas który poświęciliśmy na ich zdobycie to czas który ukradliśmy naszym dzieciom, rodzicom czy dziadkom. Mogliśmy go spędzić z nimi, czyniąc go bardziej wartościowym niż te ileś złotych za godzinę brutto. Nie pojmiemy tego dopóki nie będziemy mieć wielu rzeczy i zero czasu,  który by można z tymi osobami spędzić. Nauczmy tego nasze dzieci, że pieniądz to wyłącznie wyimaginowany twór, który miał ułatwić nam funkcjonowanie z społeczeństwie, a nie bóg na zlecenie którego pracujemy. Nauczmy, że nie wydajemy pieniędzy ale czas, który poświęcamy na ich zdobycie. To my decydujemy ile wart jest  każda nasza godzina, tydzień miesiąc i rok. To od nas zależy czy miesiąc naszej pracy i dodatkowych nadgodzin jest warty nowego telefonu czy może większą wartość nadamy mu gdy spędzimy czas z bratem, siostrom podczas górskich wędrówek. Wtedy poznamy nasze rodzeństwo, bo to już całkiem inne osoby, które kojarzymy z wspólnych zabaw. Aby nie powiedzieć obce dorosłe osoby. Nadamy mu większą wartość gdy zjemy kilka posiłków z dziadkami, zagramy kilka partyjek w szachy, spacerów z rodziną, przeczytanych bajek do spania i świecenia swoim dzieciom przykładem. Chcemy aby nasze dzieci zapracowywały się, czy cieszyły życiem. Uczmy się poznawać ludzi bo tak szybko odchodzą i doceniajmy każdy dzień bo, każdy może być naszym ostatnim.

Nie chodzi o to aby nie wydawać pieniędzy ale o to aby znaleźć ten złoty środek i wiem, że Krzysiu go znalazł. Dlatego o tym piszę bo wiem, że pomimo, że lubił markowe rzeczy to najbardziej w życiu kochał sport, góry, kontakt z ludźmi i każdy kto widział nie schodzący uśmiech z jego twarzy nie ma co do tego wątpliwości.  

Miałem ostatnio przerażającą myśl. Że naprawdę dla wielu osób czas to pieniądz, a pieniądze to całe życie. Jeśli wiesz ile zarabiasz dziennie to łatwo możesz policzyć ile statystycznie zarobisz do końca swojego życia. Poniekąd wiesz ile jesteś wart. Strasznie to smutne. Czy nas czas to nasza cena? A co z naszymi bliskimi, których już nie ma? Co z osobami starszymi? Myślę, że możemy dalej „żyć” po naszej śmierci i mieć przy sobie bliskich, których już fizycznie z nami nie ma. To możliwe dzięki rozmową.

 
Uczmy się od naszych bliskich. Słuchajmy dziadków rodziców. Poznajmy ich przemyślenia, odkrycia na temat życia i ludzi bo dzięki temu będą w nas zawsze. Będą nas prowadzić przez życie. I ich „życie”, już w trochę innym wcieleniu ale będzie kontynuowane. Podobno ludzie, żyją dopóki pamięć o nich nie umiera. Myślę, że o pamięci najlepiej świadczy podążanie ich drogami. Krzysiu kochał Tatry, więc wiem, że nieraz wybiorę się w te góry aby go tam spotkać.

My dzięki wiedzy wcześniejszych pokoleń możemy być o kilka, kilkadziesiąt lat dalej niż oni mogliby być. Życie jest trudne, skomplikowane, czym jestem starszy tym lepiej to widzę, częściej to widzę. Bardzo nie lubiłem zdania, że „w życiu piękne są tylko chwile” bo uważałem, że całe życie może być super szczęśliwe. Gdy jesteś młody i zdrowy to takie jest. Bez problematyczne. Jednak najpierw pandemia, potem niepotrzebne konflikty, a teraz śmierć Krzycha pokazała, że chyba to prawda. Starzejesz się i zdrowie powoli, powoli zaczyna się sypać. Wielu młodych ludzi przed trzydziestką siwieje bo dostrzega, że ich życie nie jest takie niezniszczalne jak myśleli. Kontuzje, wypadki, choroby przewlekłe, alergie, guzki. Zakładasz rodzinę i ilość stresu nagle się zwiększa. Zdrowie dzieci jest takie kruche. Wizyty u lekarza, czy nawet na ostrym dyżurze przypominają wcześniejsze wyjścia do kina. Częste, bo nawet kilka razy w miesiącu, spontaniczne i często wracasz z nich o późnych porach. Jedziesz babcie do Krakowa odwiedzić, a przy okazji zwiedzasz SORy. Czasu bardzo ubywa, energii. Ale ja nie o tym….. Trochę odbiegłem.

Parafrazując klasyka „uczmy się słuchać ludzi bo tak szybko żyjemy”.

Każdy jednak od zawsze popełnia te same błędy. Ma podobne problemy. Słuchając starszych i czytając książki możemy się trochę nauczyć to życie lepiej „obsługiwać”. Nie popełniać tych samych błędów. Wyciągać zawczasu wnioski. Ucząc się od innych, życie powinno być choć trochę prostsze.

Kontynuujemy dzieła, projekty tych którzy byli przed nami, aby ich życia nie traktować jako zmarnowane. Nieważne czyje geny masz w sobie ważne kogo wiedzę, ideały i doświadczenie nosisz w sobie, bo w ten sposób kontynuujesz ich życie. Życie brata, dziadka, nauczyciela, znajomych. To w ten sposób zbudowaliśmy wszystko to co nas otacza. Po co? Jaki jest cel życia? Śmierć uświadomiła mi, że jesteśmy tylko aktorami, którzy mają odegrać mały epizod w teatrze zapisanym na kartach historii. Myślę, że jeśli tylko coś robimy, coś wartościowego to odgrywamy swoją rolę dobrze, a gdy schodzimy z sceny następnym przekazujemy pałeczkę. Pracujemy ramie w ramię z tymi co byli przed nami i tymi którzy będą potem. To jest jedyny cel naszego życia, bo w innym przypadku gdzie byśmy dzisiaj byli ? W jaskiniach uciekając przed zwierzętami. Inne życie jest bezwartościowe. Dzięki edukacji, pracy nad sobą, poszerzaniu wiedzą, a następnie dzieleniu się nią i wprowadzaniu jej w praktyce w największym stopniu okazujemy szacunek dla wszystkich tych którzy byli przed nami.

Życiem trzeba się cieszyć i pomagać innym czerpać z niego radość. W życiu trzeba działać, tworzyć, uczyć się i dzielić tą wiedzą, aby kolejne pokolenia miały trochę lepsze i bezpieczniejsze życie niż my. Pracować tak jakby miało się żyć wiecznie, a żyć tak jakby jutra miało nie być. Jeśli będziemy żyć w ten sposób to go nie zmarnujemy. Wykorzystamy całe nasze życie niezależnie czy będzie trwać 75 czy 25 lat. Wszyscy umrzemy, ważne jest to co zostawimy po sobie. Problemy czy rozwiązania.

Pracuj ciężko i ciesz się życiem. Twórz i spędzaj czas z najbliższymi. Pomagaj innym i dbaj o zdrowie. Najtrudniejsze zadanie w życiu to znalezienie równowagi. Mamy tylko, albo aż 24 godziny na dobę. Jak znaleźć czas na to wszystko. I nie tylko na to bo też trzeba dobrze odegrać swoja rolę jako rodzica wnuk, syn, brat, przyjaciel, kumpel ….. Odgrywamy tak wiele roli, czym jesteśmy starsi tym więcej, a czasu nam nie przybywa, wręcz przeciwnie. Po stracie kogoś bliskiego jeszcze więcej spędzasz z najbliższymi. Potrzebują Cię. Kolejna rola.

Smartfony, internet, nowoczesne technologie miały nam pomagać w optymalizowaniu czasu ale nie pomagają. Pojawiają się kolejni znajomi. Niby ich śledzisz ale ich nie znasz. Tracisz tylko czas. Newsy, ciekawostki, newsy, plotki, informacje, głupie filmy … Tyle rozpraszaczy, a coraz więcej obowiązków. Coraz mniej cennego czasu. „Cennego” tylko dla reklamodawców, a nie dla bliskich. Nawet ten mój tekst widzę, że jest przepełniony różnymi przemyśleniami, odskoczniami. Czasem dalszymi, a czasem bliższymi Krzysia. Każdy kolejny dzień to skuteczniejsza ucieczka myśli.

Początkowe akapity to wspomnienia tego dnia, dalej piszę jakby bardziej z serca, a teraz z głowy. Wiem, bo raz w końcu przeczytałem ten tekst. Tyko raz. Byłem ciekawy czy da się go przeczytać, czy zdania mają sens. Chyba mają. To dobrze. Chyba uporządkowałem myśli.

W żałobie rozpraszacze nawet trochę pomagają. Ważne aby zająć czymś uwagę. W takim okresie warto spotykać się z znajomym. Najważniejsze aby nikt nie siedział w domu sam. Wtedy okazuje się jak bardzo można na znajomych i przyjaciołach polegać. Ważne też aby nie myśleć co inni myślą. Nie słuchać głosów, że ta, czy ten żałobę źle przeżywa. Że nie widać po nim aby cierpiał. Wypadało by, należy, trzeba, powinien …. Ludzie tak mówią, myślą. Nie rozpacza tak jak na filmach. Pociesza innych, co to za matka, siostra, przyjaciel. Nie ubiera się cały na czarno. Jak tak może? Wyszedł z znajomymi? Jak mógł. Zrobił sobie nowy tatuaż z Batmanem? Po co? W dużym mieście na pewno jest łatwiej. Jesteśmy bardziej anonimowi ale na dzielnicach plotki się roznoszą. W mniejszych miejscowościach ludzie się znają. Oceniają. Po takiej stracie powinien cierpieć bardziej…

Prawdę mówiąc nie wiem czym jest żałoba. Czy przeżywanie straty kogoś tak bliskiego jak brat wymaga uzewnętrzniania tej straty? Muszę chodzić cały na czarno czy tylko koszulka albo skarpetki wystarczą? Dlaczego na czarno skoro zgodnie z wiarą dusza trafia do nieba, a te kojarzy się z bielą. W innych kulturach i religiach występują inne kolory. W części wierzeń to wręcz okazja do radości. Bliski poznał oblicze stwórcy więc czym się tu smucić. Spotkamy się wkrótce, bo czymże jest życie człowieka w obliczu wieczności. Czy osoba niewierząca przechodzi żałobę czy „tylko” przeżywa stratę?

Dziwne to wszystko. Nie do przewidzenia. Nie do zaplanowania, bo nie planuje się żałoby. Nie myśli się na co dzień o niej. Śmierć kogoś bliskiego to ogromna tragedia, ale już tysiąc tragedii to wyłącznie sucha statystyka. Dziwne.

Jak będzie teraz wyglądać życie mojej rodziny? Nie mam pojęcia. Pomimo, że już prawie 4 miesiące temu pojawiła się w niej nowy członek, co jest dla nas największą radością, to już nigdy nie będzie tak samo wesołe. Dom rodzinny jest i zawsze będzie przepełniony wspomnieniami o Krzysiu. To w tym mieszkaniu uczyliśmy się jeździć na rowerze, graliśmy w koszykówkę i siatkówkę. To w tych 4 ścianach wiele lat temu rozciągaliśmy razem sznurki pomiędzy meblami i bawiliśmy się w mission impossible. Gdy się kłóciliśmy, a jako bracia musieliśmy sprzeczać się często w ruch szły kije hokejowe lub inne niebezpieczne narzędzia. Te wspomnienia pozostaną w tych ścianach na zawsze. Te miłe wspomnienia z dzieciństwa. Co dalej ? Nie wiem ….

Dlaczego ?

…..

Aniele śmierci proszę powiedz mi
Czemu w stosunku do nas jesteś obojętny
Najlepsze są dla ciebie młode ofiary
Nigdy nic Ci nie zrobiły a traktujesz je jak psy
Zobacz!


Ile miłości w każdym człowieku
Nie jeden by chciał przeżyć choć pół wieku
Nie jednemu od wielu lat najbliższych ziomów brak
Ciężko pogodzić się z tym, ale mimo tego ja i tak…Jestem tego pewny, w głębi duszy o tym wiem
Że gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się
Mimo świata który, kocha i rani nas dzień w dzień


Jestem tego pewny, w głębi duszy o tym wiem
Że gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się
Mimo świata który, kocha i rani nas dzień w dzień
Gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się

….

Powyżej fragment piosenki Na szczycie – GrubSona

Wejście 30 lipca 2021. Dokładnie tydzień przed 26 urodzinami Krzysia i dzień przed moimi 32. Nie zdążyliśmy zdobyć tego szczytu razem…..

Dziękujemy za głos! Ocena wpisu - 5/5 - (1)
Poprzedni Następny

Jest tego więcej...


					Co spakować na delegację Inne

Co spakować na delegację

Lista rzeczy

Jako, że często prowadzę szkolenia wyjazdowe na których spędzam samotnie cały tydzień, w celu przyśpieszenia procesu pakowania torby, aby o niczym nie zapomnieć postanowiłem sporządzić listę rzeczy do spakowania. Stworzyłem tą listę z zmyślą o sobie, ale wrzucam ją do sieci bo może jeszcze komuś ułatwi życie – a przynajmniej pakowanie torby przed kilkudniowy wyjazdem […]


					Podróż w pojedynkę Rajzyfiber

Podróż w pojedynkę

Bo samemu nie znaczy samotnie

„Po co wyjeżdżasz? Po to, żeby wrócić. Żeby na nowo ujrzeć miejsce, z którego wyruszyłeś, i dostrzec w nim inne barwy. Tamci ludzie też inaczej będą na ciebie patrzyli. Powrót do punktu wyjścia to nie to samo co pozostanie w miejscu”. – rozpocznę cytatem przypisywanym Terremu Pratchettowi Inne wpisy na Rajzyblogu o podobnej tematyce SPIS […]


					e-Bezpieczeństwo w podróży Rajzyfiber

e-Bezpieczeństwo w podróży

Hasło to nie wszystko

Ten post jest kontynuacją (albo uzupełnieniem) wcześniejszego artykułu na temat szeroko rozumianego bezpieczeństwa podczas podróży. Z wcześniejszego dowiesz się w jaki sposób nie dać się okraść w realu, a w tym poście skupimy się na bezpieczeństwie związanym z wykorzystaniem internetu. czytaj też wcześniejszy post: Bezpieczeństwo w podróży Silne hasła Dzisiaj silne hasło nie może być […]


					Gdzie z dziećmi w góry? Rajzyfiber

Gdzie z dziećmi w góry?

O motywowaniu i polecane trasy

Z dziećmi w góry? Czy to w ogóle dobry pomysł? Czy to bezpieczne i czy im się to spodoba? Oczywiście, że tak. Może nie powinno się zaczynać od razu od Morskiego Oka (monotonne asfaltowe wejście) czy Rys (trochę niebezpiecznie). Ale jest przecież w naszym kraju wiele innych wręcz idealnych tras dla dzieci. Zobacz także: Co […]


					Jak żyć ekologicznie? cz. 2 Jak żyć?

Jak żyć ekologicznie? cz. 2

Ponad 100 łatwych do wprowadzenia nawyków

zobacz też: Jak żyć ekologicznie cz1 b) Kuchnia i dieta c) Praca i transport d) Podróże i wypoczynek – eco travel Ten podrozdział pochodzi z książki „Rajzyfiber – podręczniku świadomego i bezpiecznego podróżowania”, dlatego jeżeli chciałbyś zgłębić ten temat to zapraszam do pobrania swojego egzemplarza, w którym poświęcam więcej miejsca ideii eco friendly travel. e) […]


					Co jeść w górach? Rajzyfiber

Co jeść w górach?

Podstawy dietetyki na szlaku

Tak samo jak samochód nie zajedzie daleko bez paliwa – chyba że z górki – tak i my potrzebujemy wartościowego źródła energii. Silnik samochodu do poprawnej pracy wymaga smarowania, nasze ciało witamin i makroelementów. Pojazd spala od 4 litrów na 100 przejechanych kilometrów – przynajmniej w katalogach – a my, w zależności od wysiłku i […]


					G - gesty na świecie Rajzyfiber

G - gesty na świecie

Na co należy uważać

Co kraj, to obyczaj. Warto podróżować, aby je odkrywać. Najciekawsze jednak są te odkrycia, które nie mieszczą się nam w głowie. Wyobraź sobie, że jedziesz do jakiegoś kraju, a tam to, co traktowałeś za prawdę tak oczywistą, że aż niepodważalną, funkcjonuje całkiem inaczej. Zaskoczenie, które nam w takiej sytuacji towarzyszy, może przypominać odkrycie porównywalne z […]


					Macedonia Podróże

Macedonia

Praktyczny przewodnik po kraju

Autorski przewodnik po Macedonii Czytałeś kiedyś przewodnik z fabułą ? Czytałeś kiedyś książkę pisaną 4 lata o jednym wyjeździe ? Jeśli nie to w takim razie, teraz masz okazję. Udostępniam Ci poniżej w formacie pdf książkę łączącą w sobie cechy pamiętnika (z mojej praktyki zawodowej na Politechnice w Skopie) przewodnika po kraju (poszerzonego o słowniczek, […]


					Co zabrać na aktywne rodzinne wakacje Rajzyfiber

Co zabrać na aktywne rodzinne wakacje

Zagranica, plaża, góry, namiot....

Poniższe listy zawierają wszystko (a nawet trochę więcej) to co warto spakować na rodzinne (niemowlak + kilkulatka + rodzice) aktywne objazdowe zagraniczne wakacje. Co spakować dla każdego uczestnika z osobna? *Czepek naprawdę warto spakować, ponieważ często jest wymagany od korzystającychz darmowych basenów zlokalizowanych na terenie pól namiotowych. Co zabrać dla całej rodziny? Dla najmłodszych członków […]


					Świadome podróżowanie Rajzyfiber

Świadome podróżowanie

Co to takiego?

Zacznę od wyjaśnienia, że nie ma gorszego sposobu podróżowania. Każdy podróżuje tak, jak chce, tak, jak lubi, i na tyle, na ile jest świadomy. Jeżeli celowo nie niszczymy środowiska, nie okradamy nikogo i nie wyzyskujemy, to jest ok. Osobiście najbardziej lubię samotne podróże autostopem łączone z wielodniowym trekkingiem i namiotem z dala od cywilizacji. Od […]


					Dwa wymiary podróżowania Rajzyfiber

Dwa wymiary podróżowania

fizyczny i metafizyczny

O autorze Eliasz Kita, Eli, Ilaj, Elijas, lub 爱力, 31-latek z małego miasteczka na Śląsku. Od prawie dekady żyje poza granicami kraju. Przyszło mu mieszkać w Splicie, Edynburgu, Salamance, Vigo, 水头, wiosce TaVan, Alikante, Ulaɣanqada qota czy Perth. Obecnie do złapania w 杭州 w Chinach. Przejechał autostopem dziesiątki tysięcy km w niezliczonych krajach. Poza tym […]


					Podróże z dziećmi Rajzyfiber

Podróże z dziećmi

Lepszy wymiar podróżowania

Nim przejdziemy do głównego tematu tego rozdziału, jakim jest wędrowanie z dziećmi po górach, chciałbym się z tobą podzielić swoimi przemyśleniami, dlaczego warto podróżować z podopiecznymi. Kilka rodzicielskich przemyśleń na temat podróżowania z dziećmi (nie tylko po górach i nie tylko dla rodziców) Należę do tego grona osób, które od zawsze marzyły o zostaniu rodzicem. […]

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zamknij