Pozytywna historia pewnego autostopu cz.1

Najfajniejszy autostop w życiu
Photo by Samuel Ferrara on Unsplash

Te 11 dni to był najlepszy wypad autostopowy w moim życiu. Ale po kolei ….

W tym artykule chciałbym przybliżyć jak naprawdę wyglądają podróże autostopowe, ponieważ jest na ten temat bardzo wiele mitów i wyolbrzymionych obaw. Ktoś tam coś od kogoś usłyszał, ktoś coś zobaczył w horrorze albo innej niskobudżetowej „intymnej” produkcji. Na tej podstawie ludzie tworzą swoją wizję autostopowych wojaży. A jak jest naprawdę? Tym właśnie chcę się z Tobą podzielić – jak było tym niezwykłym razem. Z kim i o czym rozmawiałem, gdzie spałem, kto i jak mi pomógł …

Jest połowa kwietnia. Od kilku tygodni wzbierała się we mnie potrzeba wyrwania się gdzieś, gdziekolwiek, czym dalej tym lepiej. Potrzebowałem opuścić biuro, zobaczyć coś nowego i zrobić coś „szalonego” aby nie zwariować przez nadmiar pracy.

Pewnego dnia gdy w końcu udało mi się uwolnić umysł od natłoku obowiązków – praca za dnia i wieczorami, w tygodniu i weekendy robi swoje – uświadomiłem sobie, że za chwilę weekend majowy więc w tym roku (2017) przynajmniej 5 dni wolnego.


Planowanie

(sorki za tak długi wstęp o planowaniu tego wypadu jednak warto abyś wiedział, że w trasie wszystko poszło inaczej niż planowałem 🙂 )

Planowanie przebiegało w 100% standardowo. Najpierw rzut oka na mapę Europy. Później zaznaczenie pinezkami gdzie mieszkają moi znajomi, których miałem odwiedzić w tym roku. Następnie kilka zapytań na FB czy akurat w tym terminie będą w domu. Połączenie pinezek nitką w odpowiedniej kolejności i …

Wyszło że najpierw wpadnę do Genewy w Szwajcarii, a później odwiedzę przyjaciela w Kopenhadze, który pojechał tam na półroczną delegację (wraca 10 maja więc to ostatnia szansa aby go odwiedzić).

Myślę sobie, że 5 dni trochę mało. Ale przecież jak wrócę w środę to i tak nic w tym tygodniu produktywnego nie zrobię, więc bilet lotniczy z Kopenhagi kupiłem na 7 maja.

Plan prezentował się następująco:

  1. Ruszam z Katowic 29 kwietnia w sobotę rano,
  2. Docieram tego samego dnia do rodziny pod Stuttgartem (plan 1000 km,)
  3. Następnie trasa na Genewę. Jednak, że to 500km, a nie chcę spędzić kolejnego dnia w aucie odwiedzę znajomego w Zurychu (jest to bliżej 0 250 km więc i szybciej auto złapię),
  4. Potem Genewa, i tam 3 dni odpoczynku,
  5. I trasa na Kopenhagę. Ale trochę słabo bo to aż 1400km (za dużo jak na jeden dzień),
  6. No to odwiedzę jeszcze znajomych pod Amsterdamem (bo to akurat połowa trasy),
  7. Podsumowując 10 dni. O jeden za dużo. Ale nie szkodzi bo w tym poprzedzającym tygodniu i tak pracuję zdalnie.

Tak plan wyglądał w teorii, bo w praktyce wyszła z tego całkiem inna podróż.

Dręczyło mnie jeszcze jedno zagadnienie. Wszystkie miasta, które odwiedziłem podczas tej podróży odwiedziłem już wcześniej autostopem. Nuda. Co by można z tym zrobić? Coś wymyślę w trakcie.


Dzień 1 – Czy ja mam więcej szczęścia niż rozumu ?

Skoro planowałem ruszyć w piątek to wyruszyłem już w środę rano. Odpowiednia motywacja potrafi skrócić czas pracy nawet o kilka dni. Projekt zamknięty, można ruszać.

Pierwszy punkt łapania stopa w Katowicach w stronę Niemiec to stacja Shell na autostradzie A4  MOP Wirek.30 min później pędziłem już z właścicielem firmy budowlanej w zaplanowanym kierunku. Wyjątkowo fajnie się gadało. Kierowca ten był wielkim fanem serialu „Katastrofy w przestworzach” z Discovery Channel. Jako, że ja nie mam telewizora w domu, to on postanowił mi streścić całą serię. Dowiedziałem się też, że strasznie boi się latać samolotami (ciekawe dlaczego), ale jeszcze bardziej niż on boi się jego siostra. Niby nic niezwykłego. Skoro się boi to pewnie nie lata. A tu niespodzianka.

Skoro się boi, to zrobiła sobie licencję na pilotowanie małych samolotów. Pewnie chodziło o przełamywanie własnych słabości. Wiec teraz ma licencje i wielki strach przed lataniem 🙂

Przejechaliśmy razem ponad 250 km aż za Legnicę. Problem w tym, że wysiadłem w szczerym polu. Dosłownie po środku niczego. Miałem wysiać na stacji benzynowej ale, że odjechaliśmy od autostrady już ponad 4km i ślad po mniej zaginał stwierdziłem, że tak będzie lepiej.


Porzucony na polu

Co mogę zrobić stojąc przy pustej drodze po środku pola Rozpakowałem kanapkę i ruszyłem w stronę drogi. Minęły mnie może z 6 samochodów gdy …

… zjadłem kanapkę i mogłem zacząć łapać kolejny transport z pustymi rekami.

Z swojego doświadczenia wiem, że jak stoisz przy drodze to powinieneś coś zjeść i się załatwić – nigdy nie wiesz kiedy będziesz miał kolejną okazję, a szkoda nakruszyć w samochodzie albo się …

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kolejny samochód się zatrzymał. Nieźle – pomyślałem –  jestem „nigdzie” i przynajmniej do autostrady się dostanę bo już zdążyłem zmarznąć.

– Gdzie jedziesz ? – zapytał kierowca gdy otwierałem przednie drzwi.
– Na Niemcy, a Ty? – odpowiedziałem
– No to masz szczęście, bo ja też. A gdzie dokładniej?
– Dziś chciałbym się dostać pod Stuttgart, bo tam czeka na mnie rodzina.
– Niemożliwe. No to masz duże szczęście bo ja tamtędy będę przejeżdżał.
– Super. No to mamy razem jakieś 700km trasy. Jestem Grzesiek – przedstawiłem się.
– Ja też.

I w ten sposób złapałem jednego z najdłuższych stopów w moim życiu.Kierowca Grzesiek okazał się o rok starszym facetem pracującym w Niemczech od 3 lat. W wolnych chwilach też podróżował, więc kolejne godziny zleciały nam błyskawicznie na rozmowach.


O jeden zjazd za daleko

Na zegarku dopiero 16, a przejechałem już 700km. Dobry wynik. Nawet bardzo dobry!

Wysiadłem na dużej stacji z restauracją 150km od celu. Niby blisko ale jednak, aż za blisko. Dlaczego?

Po ponad godzinie łapania stopa z kartką w ręku, pytania się ludzi czy jadą tam gdzie ja zmierzam wszyscy zaprzeczali. Jakim cudem? Przecież to tylko 150 km i nikt tam nie jedzie?

Okazało się – czego już któryś raz w tej okolicy nie przewidziałem – że wszyscy co jadą na Karsruhe skręcają na zachód o jedno skrzyżowanie wcześniej, a później już prosto na południe.  A nie tak jak ja planowałem najpierw na południe, a później na zachód. Trasa właściwie ta sama ale jakoś wszyscy wolą tą pierwszą opcję (albo woli ją GPS).

Niedobrze. Cały dzień wiał zimny wiatr i lekko padał deszcz, a ja utknąłem na stacji 150km od celu. Po dłuższej chwili usłyszałem polski język i mężczyznę, który podjechał do restauracji. Zapytałem więc gdzie jedzie. Powiedział, że na południe ale nie skręca później w moją stronę, a w przeciwną.

Co tu zrobić? Mogę przejechać kolejne 75km i stanąć po przeciwnej stronie autostrady – jeśli uda mi się przejść. Albo dalej czekać i liczyć na kolejny los na loterii.


Planowane spotkanie z policją

30min później marzłem już na rozkopanym pasie autostrady po kostki w błocie 75km dalej. Na mapie był zaznaczony parking jednak nie mogłem przypuszczać, że jak przejdę nad autostradą po kładce znajdę na jego miejscu plac budowy.

Rzecz jasna kierowcy nie bardzo mieli się gdzie zatrzymać. W takim razie muszę poczekać na pojazd „uprzywilejowany”. Zacząłem ponownie łapać stopa. Tym razem w kamizelce odblaskowej. Trochę się naczekałem ale zgodnie z planem po ok 25min zjawił się kolejny transport, który odważył się zatrzymać na poboczu w świetle zachodzącego słońca. Pierwszy kontakt z niemiecką drogówką mogę sobie wpisać w pamiętniku.

Grzecznie im wytłumaczyłem, że miał tu być parking, a zastałem plac budowy i nie bardzo mam co zrobić. W takim razie sprawdzili mój paszport i zawieźli mnie …. Niestety nie do rodziny ale przynajmniej kolejne kilkanaście kilometrów i wysadzili pod McDonaldem.

Tam zamówiłem sobie gorącą herbatę i grzecznie poczekałem na kuzyna, który zgodził się po mnie podjechać. W ten sposób zakończył się porażką mój pierwszy dzień tej niezwykłej przygody. Złapanie stopa na trasie ponad 700km wyczerpało limit mojego szczęścia. Po zjedzeniu kolacji położyłem się spać z planem że kolejnego dnia o 11.00 ruszam dalej.

Do Genewskiej siedziby ONZ już miałem znacznie bliżej, jednak w dalszym ciągu daleko. Czy aby na pewno?


Dzień 2 – Żenewa? A gdzie to?

Kolejny dzień wszystko zapowiadało się, że przebiegnie zgodnie z planem. Pogoda się poprawiła – na chwilę – śniadanie zjedzone, 11 na zegarku więc w drogę.

Tym razem tak jak dzień wcześniej zaczynałem od łapania stopa na większej stacji benzynowej. Po 10 minutach już siedziałem w samochodzie z Irakijczykiem – dokładniej mówiąc chyba Kurdem – to znaczy pochodził z północnego Iraku ale od 16 lat mieszkał w Holandii gdzie miał duży dom i własny zakład fryzjerski. Teraz jechał odwiedzić najbliższą rodzinę w kilku niemieckich miastach i docelowo w Szwajcarii.

Dowiedziałem się od niego, że podrzuca mnie bo tak został wychowany. W Iraku podobno jeśli komuś możesz pomóc to nie tylko powinieneś to zrobić to właściwie MUSISZ to zrobić. Ponarzekał sporo na Iran, że tam nie ma demokracji, że Islam itp.

Z pamiętnika podróżnik

To w autostopie jest fajne, że nie tylko ja otrzymuję pomoc ale często to ja pomagam kierowcom. Rok wcześniej w trasie na Mediolan nasz kierowca uszkodził chłodnicę. Jako, że miał dwie lewe ręce do samochodów, to z wykorzystaniem taśmy samoprzylepnej udało mi się na stacji benzynowej ją naprawić. Nie od razu bo dopiero za piątym podejściem ale jednak! Dzięki czemu on dojechał na spotkanie na czas,
a my do celu.



Tym razem ponieważ kierowca, miał angielski na poziomie komunikatywnym ale nie czuł się pewnie poprosił mnie abym zadzwonił pod wskazany numer i powiedział o podłożonej bombie…

Taki głupi żart. Tak naprawdę poprosił o zamówił mu godzinny masaż – choć to też nie brzmi o wiele lepiej. Gdy cena, którą usłyszałem po drugiej stronie słuchawki wyniosła 500 euro trochę się zdziwiliśmy. Więc w Googlu znalazł inny salon masażu za 50 euro i zarezerwowałem mu wizytę.

Przejechaliśmy razem 70km i wyskoczyłem – znaczy się grzecznie wysiadłem – na przed ostatniej stacji w Niemczech na tej trasie. Wtedy udało mi się złapać jedyny pojazd podczas całej wyprawy z pasażerami, którymi nie zamieniłem ani jednego zdania.

Byli to młodzi Szwajcarzy, którzy nie mówili po angielsku. A że ja nie mówię zbytnio po niemiecku pomedytowaliśmy sobie w samochodzie w ciszy przez kolejne 30km. Bywa i tak, na szczęście w Europie raczej rzadko.


Szybki skok do Szwajcarii

Na zegarku po 14 czyli już od ponad 30 minut próbuję coś złapać na przejściu granicznym. Bardzo zimno i mokro. Pora więc zjeść coś ciepłego. Wszedłem do restauracji po Szwajcarskiej stronie i szybko z niej wyszedłem. Gdy herbata kosztuje 20 zł nie musisz patrzeć na cenę pozostałych produktów. Wróciłem więc na Niemcy – całe 100m – i zawitałem w Burger Kingu. Solidny tłusty, niezdrowy ale za to smaczny i kaloryczny – a gdy człowiek marznie to o niczym inny nie marzy – posiłek to wydatek 40zł. Nie tanio ale może być. Przyznam się, że w Burger Kingu często jadam jak podróżuję, za to nigdy w Katowicach. Jednak ta „restauracja” jest zwykle najtańszą jaką można znaleźć z tak dużymi porcjami i jeśli znajdziesz gdzieś bony zniżkowe to będziesz mieć pewność, że taniej nic ciepłego nie zjesz.

Gdy nasycony i ogrzany dużym kubkiem ciepłej herbaty wróciłem do Szwajcarii. Obrałem swoją lokalizacje 30 metrów od bramek na przejściu granicznym. Czyli na tyle daleko aby nikomu nie przeszkadzać, a na tyle blisko, że kierowcy nie zdążą się jeszcze rozpędzić i wjechać na autostradę.

Widok, który miałem zobaczyć w Szwajcarii dopiero dwa dni później, ale …
… nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Czasem lepiej.

Przez kolejne 45 min nie wiele się zmieniło. Tyle tylko że usłyszałem od kierowców, że tam gdzie jadę już śnieg spadł tego dni i że cieplej nie będzie. Na szczęście w końcu zatrzymała się pewna Niemka.

Jechała do swojego chłopaka, który był na Erazmusie w Francji przez jakaś Żenewe w Szwajcarii. Może to będzie akurat przez Zurych gdzie miałem w planie się dostać na noc. Gdy wsiadłem i zacząłem szukać na telefonie na mapie Żenewy …


Zmiana planów

… po paru minutach dopiero wyobraziłem sobie jak się to może pisać. „Że” to przecież „Ge” no i klops bo to przecież Genewa – gdzie miałem pojechać jutro. W takim razie od kilu minut jadę w całkowicie odwrotnym kierunku.

Ale czy to aby na pewno źle? Miałem jechać do Zurychu tylko dlatego aby łatwiej się tam dostać i później łatwiej ruszyć do Genewy. Zurych rok wcześniej miałem okazję odwiedzić, dodatkowo pogoda mówiąc łagodnie jest fatalna na ponowne zwiedzanie tego pięknego miasta. Co robić? Wysiąść i jechać zgodnie z planem do znajomego, który na mnie czeka czy jechać tam gdzie miałem pojawić się dopiero jutro? Raz się żyje. Odmówiłem wizytę w Zurychu i zadzwoniłem do kumpla z Genewy, że odwiedzę go wcześniej. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

– Cześć, mam dobrą wiadomość, złapałem stopa bezpośrednio do Ciebie i już dziś Cię odwiedzę. Czy to nie problem?
– Cześć, super. No, właściwie ….
– Czy nie zmieniłem Twoich planów przypadkiem?
– No niby nie. A właściwie to tak! Bo miała do mnie dzisiaj koleżanka wpaść na romantyczną kolację.
– Upsss, sorry stary. Ale to nie duży problem jak Cię dziś odwiedzę?
– Nie teraz to innym razem zjemy kolację, wpadaj. A właściwie to zjemy ją w trójkę

Z czego słynie Szwajcaria? Oczywiście z czekolady, a to jedna z tych regionalnych fabryczek.

Niemka okazała się też bardzo ciekawą postacią. Po szkole średniej w wieku 19 lat samotnie wyskoczyła na 4 miesięczne wakacje do Azji. Samotnie zjechała Wietnam, Tajlandię, Laos i Kambodżę. SAMOTNIE, 19 latka!!! Szacunek. Właściwie to ja byłem mniej zaskoczony niż ona faktem, że my w Polsce tak nie robimy. Dla nich to normalne aby po szkole średniej i drugi raz po studiach tak sobie wyskoczyć. Odkryłem też, że audiobooki po niemiecku rewelacyjnie ułatwiają zasypianie. Gdy skończyliśmy rozmowę, a przed nami było jeszcze ponad 150km zapytała się czy nie mam nic przeciwko literaturze fantazy po niemiecku. Oczywiście się zgodziłem aby uruchomiła tą płytę dzięki czemu mogłem oddać się regeneracji sił w ciepłym samochodzie.

Wyskoczyłem – tym razem dosłownie – na autostradzie pod lotniskiem w Genewie gdy tylko zauważyłem, że przejście przez murek odgradzający parking samochodowy i przystanki autobusowe od autostrady umożliwia drabinka. Zresztą dziwna sprawa, że ktoś postawił drabinę przez mur aby można było wejść na lotnisko bezpośrednio z autostrady z pasa awaryjnego. Może wielu autostopowiczów tutaj mają 🙂

Do kolegi na „romantyczną” kolację w troje dotarłem ścieżkami rowerowymi po godzince marszu po tym ładnym mieście.

zobacz też: Pozytywna historia pewnego autostopu cz. 2

Zostaw swoją ocenę
Poprzedni Następny

Jest tego więcej...


					Góry zimą Rajzyfiber

Góry zimą

Bezpieczny treking pośród śniegów

Podziękowania dla Ryśka z Grupy Beskidzkiej GOPR za pomoc przy rozbudowie tego rozdziału oraz za udostępnienie historii ze swoich akcji ratunkowych. GŁÓWNYM POWODEM, DLA KTÓREGO POWINIENEŚ PRZECZYTAĆ W CAŁOŚCI TEN ROZDZIAŁ KSIĄŻKI (podzielony na Rajzyblogu na kilka artykułów), JEST UŚWIADOMIENIE SOBIE ZAGROŻEŃ, Z JAKIMI MOŻESZ SPOTKAĆ SIĘ W GÓRACH. Po pierwsze. Po co wybierać się […]


					K - Koszulka z symbolami Rajzyfiber

K - Koszulka z symbolami

Gdy brak wspólnego języka

W tym poście znajdziesz opis: Podróżnicza koszulka z symbolami – co to takiego? Czy jest to zbędny gadżet? Co naprawdę sprawdza się na koszulce: Co naprawdę sprawdza się na koszulce Jeszcze pracujemy nad kolejnymi tekstami. Masz pomysł co tu dopisać? Chcesz podzielić się swoim doświadczeniem? Daj nam znać Podróżnicza koszulka z symbolami,co to takiego? Idea […]


					Listy rzeczy - wprowadzeni i geneza Rajzyfiber

Listy rzeczy - wprowadzeni i geneza

Co warto wiedzieć

Geneza powstania Rajzyfiber Rozdział ostatni, ale i pierwszy. Ostatni w książce, aby łatwo do niego zaglądać, ale pierwszy, który powstał. Ten rozdział to esencja całej książki i to, od czego wszystko się rozpoczęło. Listy rzeczy do spakowania to pierwsze treści Rajzyfiber, które powstały, aby ułatwić sobie życie i nawet nie myślałem, że ktoś poza mną […]


					Dlaczego autostopem? I jak to się robi? Prowokacje

Dlaczego autostopem? I jak to się robi?

O odkrywaniu siebie, zrozumieniu życia i osiągnięciu szczęścia

Jeśli nie podróżujesz autostopem i nie rozumiesz dlaczego dorośli ludzie dalej to robią, ten artykuł jest dla Ciebie. Jeśli Twoje dziecko wybiera się w taką, a Ty chcesz mu to wybić z głowy to powinieneś to przeczytać. Jeśli dotychczas nie podróżowałeś stopem ale chcesz zacząć to po przeczytaniu tego artykułu powinieneś spojrzeć na tą formę […]


					Jak czerpać radość z podróży? Rajzyfiber

Jak czerpać radość z podróży?

przemyślenia

Przed wyruszeniem w jakąkolwiek podróż warto się zastanowić, po co to robimy (dlaczego robią to inni, przeczytasz dalej w tym rozdziale). Samo planowanie wyjazdu już podnosi poziom szczęścia ( o tym więcej pisze tutaj), ale czasem podróż może rozczarować. Dlaczego? Bo coś pójdzie nie tak, hotel nie będzie taki, jak na zdjęciach, znajomi będą marudni, […]


					O Rajzyfiber

O

Okulary, ołówek, orzechy ...

W tym poście znajdziesz opis: Okładka dowodu rejestracyjnego Okulary przeciwsłoneczne Ołówek Opaska do spania Orzechy Jeszcze pracujemy nad kolejnymi tekstami. Masz pomysł co tu dopisać? Chcesz podzielić się swoim doświadczeniem? Daj nam znać Okładka dowodu rejestracyjnego Podczas podróży rewelacyjnie sprawdza się mały portfel, czym lżejszy, tym lepiej, czyli bez zbędnych wizytówek, karty z Biedronki i […]


					Dzieci w górach Rajzyfiber

Dzieci w górach

Czyli rodzina na szlaku

Po pierwsze i najważniejsze: to nie dzieci chodzą z nami w góry, tylko my z dziećmi!!! Powtórzę raz jeszcze: nie zabieramy dzieci na trasę przygotowaną pod dorosłych, ale to dorosłych zabieramy na wycieczkę zaplanowaną pod dzieci. Zaplanuj trasę w taki sposób, aby nie zniechęcić najmłodszych członków wyprawy. Jeżeli trasa będzie dla nich zbyt ciężka lub […]


					Niezbędniki turystyczne Rajzyfiber

Niezbędniki turystyczne

Wszystko co niezbędne w podróży

Co to jest ten niezbędnik? Wychodząc z domu dla kobiety niezbędnikiem będzie torebka, zawsze gotowa aby złapać ją w dłoń i opuścić mieszkanie. Dla przeciętnego faceta będzie to tzw. wielka trójca czyli klucze, portfel i telefon. Dla staroświeckiego brytyjskiego dżentelmena będzie to jeszcze parasol – bo taki mają klimat. Dla rodzica niemowlaka będzie to także […]


					Książki, które warto... cz.2 Inne

Książki, które warto... cz.2

przeczytać w wolnej chwili

zobacz też: Książki, które warto przeczytać cz. 1 Książki rozwijające „Rajzyfiber” – Grzegorz Czekała #Podróże #Poradnik #Oryginalny #Praktyczny #Darmowy Od początku powstania tej strony miałem w głowie ideę stworzenia (wraz z znajomymi i internautami ) praktycznej ściągi dla osób, które wyruszają w podróż. Mowa o listach rzeczy, które warto spakować do plecaka w zależności od […]


					Święta w irańskich górach Podróże

Święta w irańskich górach

Czyli o trekingu podczas Kurban Bajram

W tym poście opisuję drugi dzień wyprawy po górach, dlatego jeśli jesteś zainteresowany tym co było wcześniej (schodowa wioska, prezent zamiast bomby…) zapraszam do wcześniejszego posta, link znajdziesz poniżej. zobacz też: Masluleh – niezwykła górska wioska. Pełna trasa wyprawy jest zaprezentowana na multimedialnej poniższej mapie. Dzień 8 Tajemnicza wioska Po przespanej bardzo wietrzniej nocy, sporo […]


					Co spakować na Woodstock Rajzyfiber

Co spakować na Woodstock

Pol’and’Rock Festival i inne festwiale

Co spakować: POZOSTAŁE INTERAKTYWNE LISTY RZECZY DO SPAKOWANIA Zwykle na Woodstock wybierałem się w gronie kilkudziesięciu osób, dlatego tak wielka grupą rozbijaliśmy się na uboczu w lesie – bezcenny jest tam cień – tworząc tymczasową bazę, w której mogliśmy w stosunkowo komfortowych warunkach spędzić kilka dni. Jeżeli wybierasz się tam w mniejszym gronie – samemu, […]


					Świadome podróżowanie Rajzyfiber

Świadome podróżowanie

Co to takiego?

Zacznę od wyjaśnienia, że nie ma gorszego sposobu podróżowania. Każdy podróżuje tak, jak chce, tak, jak lubi, i na tyle, na ile jest świadomy. Jeżeli celowo nie niszczymy środowiska, nie okradamy nikogo i nie wyzyskujemy, to jest ok. Osobiście najbardziej lubię samotne podróże autostopem łączone z wielodniowym trekkingiem i namiotem z dala od cywilizacji. Od […]

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zamknij